- Przecież oddałem ci pieniądze.
- Nie o to chodzi, idioto. Poza tym to były pieniądze twojej
siostry i nie powinienem ich przyjmować.
- Czego chcesz? Przecież nie mam żadnych zaległości z pracą.
- Jeśli piśniesz jej słówko, czym tak naprawdę się zajmuję,
policzymy się inaczej. – Wyjąłem pistolet zza pasa i przytknąłem chłopakowi do
brzucha.
- Nic jej nie powiem, ale jeżeli coś jej zrobisz, to mnie
popamiętasz, Irwin.
- Uważaj komu grozisz. Dla twojej wiadomości, nie
skrzywdziłbym jej. – Właśnie w tamtym momencie usłyszałem jej głos, nie mogłem
się odwrócić, bo bałem się, że mnie rozpozna.
- Pamiętaj, jeśli piśniesz choć słówko, już po tobie. –
Zagroziłem mu ostatni raz i uciekłem.
Dlaczego ta dziewczyna pojawiała się zawsze w nieodpowiednim
momencie?
To ja stałem na trawniku przed jej domem, ale nie
podejrzewałem, że wybierze się na zakupy i wróci z nich w takiej chwili.
*******
- Jason, nic ci nie
jest?
- Nie, odejdź.
- Ten facet miał broń, o co chodzi?
- Nie interesuj się. Nie chcę, żebyś i ty miała kłopoty, po
prostu idź do domu.
- Powiedz o co chodzi, spróbuję ci pomów.
- Nie możesz mi pomóc, już na to za późno.
Wściekła poszłam po zakupy, oczywiście wszystkie jajka się
zbiły, więc pobiegłam do sklepu po nowe.
Byłam strasznie rozdrażniona, kiedy wróciłam do domu, więc
podałam mamie zakupy i bez słowa poszłam do swojego pokoju.
Położyłam się na łóżku i patrzyłam na sufit biały jak śnieg.
Nie mogłam poukładać myśli. Broń, Jason, jakiś mężczyzna, który mu groził.
Przekręcałam się z boku na bok, ale nie mogłam zasnąć, wiedząc, że mój brat
miał tak poważne problemy. Najgorsze było jednak to, że niczego mi nie powiedział.
W takim przypadku nie mogłam mu pomóc, zadzwoniłabym na policję i co? I nic,
ponieważ nie miałam zielonego pojęcia kim był tamten facet, czego chciał i w co
się wpakował Jason.
W środku nocy wygrzebałam się z łóżka i krążyłam po pokoju, kilka
minut później z powrotem leżałam pod kołdrą i próbowałam zasnąć. Sen przyszedł,
kiedy zaczynało świtać. Obudziłam się strasznie późno, byłam już spóźniona,
więc wyskoczyłam z łóżka jak oparzona, szybko się ubrałam i zbiegłam na dół.
Założyłam buty, pożegnałam się z rodzicami i pobiegłam na przystanek
autobusowy. Pogoda był piękna, ale nie miałam czasu się nią cieszyć i podziwiać
widoków. Spóźniłam się również na autobus, więc postanowiłam iść na piechotę. W
drodze d sklepu zaszłam do kawiarni po kawę, by móc funkcjonować przez resztę
tamtego dnia. Kiedy już prawie biegłam z gorącym kubkiem w dłoni, zadzwonił mój
telefon. Opuściłam wzrok i nie przerywając biegu zaczęłam grzebać w torebce
szukając telefonu. Nie było to jednak najlepszym pomysłem, ponieważ nie wiedziałam,
gdzie podążałam. Nagle z czymś się zderzyłam, a gorąca kawa wylądowała na moim
sweterku. Była gorąca jak diabli, ale opanowałam się i nie powiedziałam ani
jednego brzydkiego słowa.
Podniosłam wzrok i ujrzałam chłopaka, który patrzył
na mnie z troską. Ja na jego miejscu byłabym wściekła i najprawdopodobniej
wyrwałabym mu serce z piersi.
- Nic ci nie jest?
Nie odpowiedziałam, ponieważ zapatrzyłam się w jego
niebieskie oczy.
- Halo, żyjesz? – Potrząsnął moim ramieniem.
- Tak, tak, wszystko ok, sweter do prania i chyba mam lekkie
poparzenie, ale już po fakcie.
- Wybacz, nie patrzyłem gdzie idę.
- To raczej ja nie patrzyłam, i to ja powinnam przepraszać.
Na szczęście nie oberwałeś kawą.
- Spieszysz się gdzieś?
- Nie, po prostu lubię biegać z gorącą kawą. Tak, idę do
pracy, wprawdzie to już jestem spóźniona. Jeszcze raz przepraszam!
Pomachał mi na odchodne.
To było naprawdę dziwne, jeszcze kilka razy się za nim
obracałam. Czyżbym zauroczyła się w chłopaku, którego widziałam pierwszy raz w
życiu? Nie przeczę, był przystojny, ale to całkowicie nie w moim stylu, poza
tym nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Dodatkowo sytuacja ta była rodem
jak z jakiegoś opowiadania lub serialu dla nastolatków. Wpadam na kolesia,
wylewam kawę i bum, wielka miłość. Kto to wszystko wymyślał…
Weszłam do sklepu morka i zmęczona.
- Co się stało? – Ashton o mało nie spadł z krzesła, kiedy
mnie zobaczył.
- Zaspałam, potem wpadłam na jakiegoś kolesia i wylałam całą
kawę. Teraz będę musiała siedzieć w mokrym swetrze, cudownie. – Wzniosłam ręce
do nieba.
- Mam zapasową koszulkę na zapleczu, mogę ci pożyczyć.
- Uratujesz mi tym skórę, dosłownie.
Dostałam t-shirt od Asha i poszłam do łazienki się przebrać.
Ubrałam koszulkę z tarczą Kapitana Ameryki i wróciłam do sklepu.
- Fajnie wyglądasz.
- Nie kpij ze mnie, Ashton. Ta koszulka jest milion razy za
duża.
- Mówię poważnie. – Podniósł ręce do góry i poszedł zrobić
sobie kawę. Ja miałam dość tego napoju do końca dnia. Otworzyłam drzwi od
sklepu i usiadłam za ladą, czyli jak zawsze.
Ludzie przychodzili i wychodzili,
a ja myślałam o chłopaku, na którego wpadłam rano. Byłam ciekawa, czy jeszcze
kiedykolwiek go zobaczę. Emma, co ci odbiło…
- A ty co taka zamyślona? – Ashton puknął mnie w ramie, ale
musiał zrobić to jeszcze raz, bym naprawdę go zauważyła.
- Co?
- Zakochałaś się, czy co?
- Skąd taki wniosek?
- Bo patrzysz przed siebie i wzdychasz? – Wzruszył ramionami
i zrobił dziwną minę.
- Nie wzdychałam, nie
kłam! – Zaśmiałam się nerwowo, bo nie wiedziałam czy było tak naprawdę.
- No ok, ale ciągle patrzysz się w jeden punkt.
- Zamyśliłam się, to wszystko.
- Domyśliłem się. – Burknął i poszedł na wystawę poprawić
kilka rzeczy. Patrzyłam na każdy jego ruch, bo nie miałam nic lepszego do
roboty.
Przyglądałam się, jak przekładał płyty, a jego mięśnie lekko
się napinały. Oglądałam poszczególne tatuaże chłopaka, kiedy się odezwał.
- O, nie – popatrzył przez okno i złapał się za głowę. –
Emma przygotuj się na trzech idiotów, ponieważ moi kumple właśnie tu idą.
- W końcu ich poznam! – Ucieszyłam się na samą myśl.
Do sklepu weszło ze śmiechem trzech chłopaków. Ashton lekko
się skrzywił, ale od razu się z nimi przywitał. Widziałam tylko dwóch, ponieważ
ostatni z nich był zbyt daleko.
- Michael – chłopak miał zielone włosy.
- Emma, fajne włosy. – Od razu szerzej się uśmiechnął.
- Calum. – Chłopak wyglądał trochę jak Azjata, ale wolałam
nic nie mówić, uścisnęłam tylko jego dłoń.
Kiedy brunet się odsunął, a ja podnosiłam wzrok, by zobaczyć
ostatniego przyjaciela
Ashtona, usłyszałam JEGO głoś.
- Luke. – Uśmiechał się, ale kiedy całkowicie podniosłam
głowę, był zaskoczony.
- My się chyba znamy – zaśmiałam się i lekko zarumieniłam,
bo czułam moje płonące policzki.
- Widzę, że sytuacja opanowana. – Pokazał na koszulkę.
- Tylko dlatego, że Ashton miał zapasową bluzkę.
********
- To wy się znacie? – Podszedłem do nich, ponieważ nie
podobał mi się sposób w jaki Emma patrzyła na Luke’a.
- To właśnie na niego wpadłam dzisiaj rano. – Dziewczyna
lekko zmieszana całą tą sytuacją spojrzała na Hemmingsa, a on się do niej
uśmiechnął.
Zdenerwowany odszedłem na bok do Michaela i Caluma, którzy
oglądali gitary.
- Fajna ta twoja Emma.
- Nie jest moja. – Warknąłem.
- Ok, spokojnie, rozumiem, to tylko przyjaciółka.
- I nikt więcej. – Dodałem i miałem nadzieję, że nie będą
dłużej drążyć tego tematu.
Patrzyłem jak Emma i Luke ze sobą flirtowali i szlag mnie
trafiał. W tamtym momencie już naprawdę wiedziałem, że przepadłem. Jeśli tak
dalej pójdzie, będę zmuszony zapomnieć o dziewczynie. Przecież jeśli coś się
między nimi wydarzy, nie będę wchodzić im w drogę. Przywykłem do godzenia się z
rzeczami, które mi się nie podobały i w żaden sposób mi nie odpowiadały. Było
to częścią mojego życia.
Evans obsługiwała klientów, a kiedy nikogo nie było,
rozmawiała z Luke’iem. O czym ona mogła z nim rozmawiać? Nie powinienem taki
być, ale złość i zazdrość przyćmiły mi zdrowy rozsądek, ponieważ na mnie nigdy
tak nie patrzyła.
- Może zaprosisz dzisiaj Emmę do nas i pokażemy jej, jak
gramy? – Michael szturchnął mnie ramieniem. – Fajna z niej dziewczyna. –
Uśmiechnął się, puścił oczko i poszedł do Caluma.
Chyba zauważył, że ciągle się na nią gapiłem.
Chłopcy w końcu opuścili sklep. Nie chciałem, żeby
przychodziła ze względu na Luke’a, ale nie mogłem tego zrobić, więc zapytałem
dziewczynę.
- Masz jakieś plany po pracy? – Położyłem dłonie na ladzie,
a wzrok utkwiłem w jej oczach.
- Nie, a czemu pytasz? – Nie zauważyłem w jej spojrzeniu
żadnej zmiany. Jakbym pytał, co chce na obiad.
- Chłopaki chcieli, żebyś wpadła i posłuchała, jak gramy. Co
ty na to?
- O, naprawdę? Bardzo chętnie. – Szeroko się uśmiechnęła i
wróciła do wertowania książki.
Przynajmniej się zgodziła, a to już jakiś krok naprzód. Może
jednak wszystko ułoży się po mojej myśli… kiedyś. Po zamknięciu poszliśmy do
samochodu i pojechaliśmy do mnie. Moi przyjaciele siedzieli w garażu, więc tam
się udaliśmy.
- Czuj się jak u siebie. – Usiadłem za perkusją i
podrzuciłem jedną pałeczkę. Chłopaki zajęli swoje miejsca i mogliśmy zaczynać.
Uśmiechnęła się do Luke’a. Nie mogłem się zdekoncentrować,
więc już na nią nie patrzyłem. Do czasu, aż w połowie piosenki zauważyłem, że
patrzyła tylko na mojego przyjaciela, jakby nikogo innego nie było w
pomieszczeniu. Dlaczego mi to robiła? Chyba naprawdę traktowała mnie jak
przyjaciela, któremu mogła wszystko powiedzieć, wypłakać się, ale nic więcej.
Kiedy spotyka się taką dziewczynę jaką była Emma, świat
nagle staje się jaśniejszy. Nie myślisz o kłopotach, chcesz z nią spędzać cały
swój czas, a najważniejsze staje się jej dobro. Grałem twardego, bo musiałem,
ale czasami, gdzieś głęboko w środku byłem kruchy jak najlepsza chińska
porcelana.
Skończyliśmy utwór, Luke od razu usiadł koło mojej
przyjaciółki i zaczął ją zagadywać. Odłożyłem pałeczki i wyszedłem z garażu
kierując się na schody prowadzące do domu. Usiadłem w salonie i bezczynnie
patrzyłem się na zdjęcia stojące nad kominkiem. W tamtym momencie poczułem się
bardziej samotny niż naprawdę byłem.
****
Cześć wszystkim, jak tam święta minęły? Mam nadzieję, że dobrze.
Jak zawsze liczę na to, iż wam się spodoba i za bardzo nie zepsułam tego rozdziału.
Do następnego xx
Nie martw się, ten rozdział jest wspaniały *.*
OdpowiedzUsuń