- Czemu patrzysz na jej tyłek? – Ashton zaśmiał się, kiedy
odstawiał filiżankę na podstawek, a na jego twarzy zostały małe wąsy od pianki.
- Nie patrzyłam na jej tyłek, zwariowałeś? – Pokazałam mu
ręka, żeby wytarł sobie usta.
- No przecież widziałem, nie zaprzeczaj.
- Nie będę się z tobą kłócić, bo to nie ma sensu. –
Zamieszałam kawę, ale ochota na nią przeszła mi tak szybko, jak się pojawiła.
- Ej, coś ty tak spochmurniała? – Przyjrzał mi się uważnie i
w tym celu wychylił w moją stronę głowę.
- Po prostu coś sobie uświadomiłam, ale to nieważne. –
Nabrałam kawałek ciasta na widelec i zapchałam nim sobie usta, żeby nie móc
odpowiadać na pytania Irwina.
- Ważne, ważne. Jeszcze przed chwilą wszystko było ok. Wy,
kobiety jesteście dziwne. – Pokręcił głową i dalej wiercił we mnie dziurę
wzrokiem.
- No dobrze – opuściłam ręce w geście poddańczym. – No spójrz
na mnie. – Pokazałam na swój tułów, co chyba nie było najlepszym pomysłem. –
Nawet nie wyglądam jak prawdziwa dziewczyna.
- Co ty bredzisz. – Wybuchnął gromkim śmiechem, aż inni
klienci zwrócili na nas uwagę. – Z tego, co widzę, to jesteś stuprocentową dziewczyną.
No, chyba, że czegoś nie wiem. – Podrapał się po czubku głowy i przy okazji
poprawił bandankę, którą nosił prawie codziennie, czasami tylko zastępował ją
kapeluszem, lub nosił obie te rzeczy równocześnie.
- Kurde, trochę głupio mi o tym mówić, bo jesteś chłopakiem,
ale jednocześnie jesteś moim przyjacielem, więc chyba nie powinnam się
wstydzić.
- Nie mów, że jesteś mężczyzną, który od dziecka czuł się
kobietą, bo naprawdę stracę wiarę w swoją intuicję.
- Nie, spokojnie. – Zaśmiałam się, tak jak już mówiłam,
zawsze potrafił poprawić mi humor. – No, ale przyznasz mi rację, że nie ubieram
się tak, jak dziewczyna powinna.
- Jak dla mnie wszystko z tobą w porządku. Masz wszystko, co
dziewczyna mieć powinna.
- Czy twój wzrok zatrzymał się na moim biuście? – Uniosłam
jedną brew, a Ashton zakrztusił się kawą.
- No wybacz, jestem facetem. – Pokaszlał jeszcze chwilę, a
potem przeniósł wzrok na ścianę.
- Dobra, rozumiem. – Nie rozumiałam faktu, dlaczego czułam
się przy nim tak swobodnie. A przecież Ashton perfidnie patrzył mi się na cycki.
- No to w czym problem?
- Nie noszę wysokich butów, rzadko zakładam spódnice, a o
moim malowaniu to już nie wspomnę.
- I dlatego nie czujesz się kobieca? Wy to macie problemy,
serio. Jeśli tak cię to męczy, to może zakładaj spódnice, mocniej się maluj,
kup jakieś nowe buty? Ale jeśli cię to interesuje, dla mnie to bez różnicy.
- Nie rozumiesz mnie, Ashton. Jesteś chłopakiem. No ale załóżmy,
że masz przed sobą dwie dziewczyny, jedna taka jak ja, a druga bardziej umalowana,
w wyższych butach, ewentualnie w spódnicy. Na którą zwróciłbyś uwagę?
Lekko się skrzywił.
- No na tę drugą, ale my faceci jesteśmy wzrokowcami, co nie
oznacza, że tylko to się liczy. Ja lubię rozmawiać, więc może i tamtą
zauważyłbym pierwszą, ale porozmawiałbym z obiema. – Ciepło się do mnie
uśmiechnął. – Dlaczego cię to tak dręczy?
- Nie wiem, po prostu czasami patrzę na inne dziewczyny i
czuję się wyobcowana. Jakbym nigdzie nie należała, rozumiesz mnie?
- No, mniej więcej. Powiem ci jedno, nie zmieniaj się dla
nikogo, jak już to tylko dla siebie.
- Dzięki Ashton, dobra z ciebie przyjaciółka. – Zaśmiałam
się i dokończyłam swoją kawę.
- Skoro tak to odbierasz, musisz mi załatwić jakąś spódnicę.
– Uniósł kciuk i puścił mi oczko.
Miał takie słodkie dołeczki w policzkach, że
miałam ochotę mu je wyrwać i zabrać do domu.
- Ashton, jakaś dziewczyna ciągle się na nas patrzy. –
Kiwnęłam głową, więc chłopak się odwrócił. Tajemnicza nieznajoma szeroko się
uśmiechnęła i przytruchtała do nas tym uwodzicielskim krokiem, którego ja nie
byłabym w stanie odtworzyć nawet za kilkadziesiąt tysięcy lat.
- O nie, Emma, schowaj mnie pod stół. – Ash złapał się za
głowę.
- Ale o co chodzi?
- To moja była. Jezu, weź mnie zniknij czy coś. – Przełożył
rękę przez stół i złapał mnie za nadgarstek.- Pomocy. – Wyszeptał.
- Cześć, Ashti!
Próbowałam nie wybuchnąć śmiechem, kiedy usłyszałam to
zdrobnienie. Ashton prawie zabił mnie wzrokiem i sztucznie uśmiechnął się do
dziewczyny.
- Cześć, Cindy.
- Dawno się nie widzieliśmy, tęskniłeś? – Usiadła mu na
kolanach, a ja prawie zadławiłam się kawałkiem ciasta marchewkowego, które
właśnie spożywałam, aby powstrzymać śmiech.
Mina Ashtona była bezcenna i w pewnej chwili miałam ochotę
wyjąć telefon z kieszeni jeansów i zrobić mu bardzo kompromitujące zdjęcie,
którym mogłabym go później szantażować.
- Cindy? Mogłabyś ze mnie zejść? – Skrzywił się, po czym
próbował ją zepchnąć, ale ona zaplotła mu dłonie wokół szyi.
Chyba jako jedyna z towarzystwa zaczynałam płakać ze
śmiechu.
- A co to za brzydula? Jakaś twoja rodzina?
O, serio? Awansowałam na brzydką kuzynkę, jeszcze bardziej
brało mnie na śmiech.
- Złaź ze mnie, ty głupia cipo.
Wytrzeszczyłam oczy i zamarłam z widelcem w powietrzu. Już
myślałam, że wybuchnę takim śmiechem, iż ze ścian pospadają wszystkie obrazki.
Na szczęście udało mi się powstrzymać katastrofę.
Głupia cipo…
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, więc dziewczyna pewnie
pomyślała, że wzięłam sobie do serca jej komentarz na temat mojej urody. Tylko
głupio się uśmiechnęłam, ponieważ był to najzabawniejszy dzień mojego życia.
- Emma nie jest brzydka, rozumiemy się? A teraz spadaj być
pusta gdzie indziej.
Tupnęła nogą, nie powiedziała ani słowa i obrażona wyszła z
kawiarni trzaskając drzwiami.
- Sorry, nie wiedziałem, że może się tutaj pojawić. –
Spojrzał na mnie i zorientował się, że za moment wybuchnę. – Czy ty płaczesz ze
śmiechu? – Uśmiechnął się głupio.
Wstał z krzesła, szybko je zasunął, złapał mnie za
nadgarstek i naprędce wyprowadził z lokalu. Dobrze zrobił, bo właśnie wtedy
zaczęłam się śmiać, jak nienormalna. Łzy spływały strumieniami po policzkach i
gdyby Ashton mnie nie przytrzymał, zwijałabym się ze śmiechu na chodniku.
- Emm, uspokój się, bo się zaraz posikasz – Sam zaczął się
śmiać, bo moja głupota mu się udzieliła.
- Ashti – wybuchłam ponownie. – Ty głupia cipo, wygrałeś z
tym, jej mina, o boże, Ashton, trzymaj mnie, bo zaraz się przewrócę ze śmiechu.
Chłopak przytulił mnie do siebie, więc objęłam go w pasie i
tak staliśmy na środku chodnika śmiejąc się do rozpuku, aż rozbolały nas
brzuchy. To była jedna z piękniejszych chwil w moim życiu. Taka prosta rzecz, a
tak cieszyła. Wiedziałam, że będę wspominać tę sytuację do końca mojej wędrówki
po świecie. Nie było mocy, która sprawiałby, że pewnego dnia zapomniałabym o
tym dniu.
Kiedy trochę się uspokoiliśmy, odkleiliśmy się od siebie i
spojrzeliśmy na swoje twarze. Ashton był zapłakany do granic możliwości, a ja
pewnie miałam całą czarną twarz od tuszu.
- Jestem brudna, prawda? Bo coś za bardzo się cieszysz.
- Tak. – Zrobił najsłodszą minę, jaką kiedykolwiek widziałam
i której niestety nie potrafiłam opisać. Po czym wyjął chusteczki z kieszeni i
po prostu wytarł miejsca na mojej twarzy, które naprawdę tego potrzebowały.
Czułam się trochę niezręcznie, kiedy ludzie przechodzili obok nas i wzdychali
na nasz widok. Ludzie, byliśmy przyjaciółmi, nie parą, tak trudno było to
zauważyć?
- Teraz jest ok.
Wyrzucił brudną chusteczkę do śmietnika i poszliśmy w stronę
sklepu, pod którym Ashton zostawił samochód.
- No i jak, Ashti? Nie tęskniłeś za nią?
Zgromił mnie wzrokiem, myślałam, że za chwilę mnie udusi.
- Nie. Mów. Do. Mnie. Ashti. – Zacisnął dłoń w pięść, potem
pozgrzytał trochę zębami.
- Dobrze, Ashti. – Uśmiechnęłam się najmocniej jak
potrafiłam, ale kiedy zobaczyłam jego minę, od razu pożałowałam ostatniego
słowa.
- Lepiej uciekaj, jeśli ci życie miłe.
O nic nie pytałam, nie protestowałam, tylko rzuciłam się
biegiem przed siebie, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Chłopak od razu za
mną pobiegł. Skręciłam w stronę parku, bo czułam, że lada moment potknę się o
własne nogi i wolałam wylądować na trawie. Moje wrodzone kalectwo było bardzo
niebezpieczną dolegliwością. Odwróciłam się, by sprawdzić czy Ashton nadal mnie
gonił i to był błąd. Był tuż za mną, już wyciągał ręce, by mnie złapać i
właśnie w tamtej chwili potknęłam się o kamień, który pojawił się znikąd.
Wyłożyłam się jak długa na trawie, a Irwin tylko stał nade mną i się śmiał.
Potem usiadł koło mnie.
- Bozia cię pokarała. – Pstryknął mnie w nos.
- Bardzo śmieszne. – wydęłam usta i skrzyżowałam ręce na
piersiach, kiedy przewróciłam się na plecy. – Pomożesz mi wstać? – Wyciągnęłam
ręce przed siebie. Szatyn złapał moje dłonie i pociągnął mnie do góry, po czym
przyciągnął do siebie.
- Nigdy więcej nie mów na mnie Ashti. – Pogroził mi
palcem, jakby to miało mnie powstrzymać, a potem puścił********
Witam, zaraz mi się skończą rozdziały w zapasie i co ja będę dodawać hahaha, no ale mniejsza. Mam nadzieję, że się spodoba itd. Do następnego ;d
szipuje ich ❤ i czekam na kolejny rozdział x
OdpowiedzUsuńAaaaaaa! Jacy oni są słodcy ♥
OdpowiedzUsuń