niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 7.



- Czemu patrzysz na jej tyłek? – Ashton zaśmiał się, kiedy odstawiał filiżankę na podstawek, a na jego twarzy zostały małe wąsy od pianki.
- Nie patrzyłam na jej tyłek, zwariowałeś? – Pokazałam mu ręka, żeby wytarł sobie usta.
- No przecież widziałem, nie zaprzeczaj.
- Nie będę się z tobą kłócić, bo to nie ma sensu. – Zamieszałam kawę, ale ochota na nią przeszła mi tak szybko, jak się pojawiła.
- Ej, coś ty tak spochmurniała? – Przyjrzał mi się uważnie i w tym celu wychylił w moją stronę głowę.
- Po prostu coś sobie uświadomiłam, ale to nieważne. – Nabrałam kawałek ciasta na widelec i zapchałam nim sobie usta, żeby nie móc odpowiadać na pytania Irwina.
- Ważne, ważne. Jeszcze przed chwilą wszystko było ok. Wy, kobiety jesteście dziwne. – Pokręcił głową i dalej wiercił we mnie dziurę wzrokiem.
- No dobrze – opuściłam ręce w geście poddańczym. – No spójrz na mnie. – Pokazałam na swój tułów, co chyba nie było najlepszym pomysłem. – Nawet nie wyglądam jak prawdziwa dziewczyna.
- Co ty bredzisz. – Wybuchnął gromkim śmiechem, aż inni klienci zwrócili na nas uwagę. – Z tego, co widzę, to jesteś stuprocentową dziewczyną. No, chyba, że czegoś nie wiem. – Podrapał się po czubku głowy i przy okazji poprawił bandankę, którą nosił prawie codziennie, czasami tylko zastępował ją kapeluszem, lub nosił obie te rzeczy równocześnie.
- Kurde, trochę głupio mi o tym mówić, bo jesteś chłopakiem, ale jednocześnie jesteś moim przyjacielem, więc chyba nie powinnam się wstydzić.
- Nie mów, że jesteś mężczyzną, który od dziecka czuł się kobietą, bo naprawdę stracę wiarę w swoją intuicję.
- Nie, spokojnie. – Zaśmiałam się, tak jak już mówiłam, zawsze potrafił poprawić mi humor. – No, ale przyznasz mi rację, że nie ubieram się tak, jak dziewczyna powinna.
- Jak dla mnie wszystko z tobą w porządku. Masz wszystko, co dziewczyna mieć powinna.
- Czy twój wzrok zatrzymał się na moim biuście? – Uniosłam jedną brew, a Ashton zakrztusił się kawą.
- No wybacz, jestem facetem. – Pokaszlał jeszcze chwilę, a potem przeniósł wzrok na ścianę.
- Dobra, rozumiem. – Nie rozumiałam faktu, dlaczego czułam się przy nim tak swobodnie. A przecież Ashton perfidnie patrzył mi się na cycki.
- No to w czym problem?
- Nie noszę wysokich butów, rzadko zakładam spódnice, a o moim malowaniu to już nie wspomnę.
- I dlatego nie czujesz się kobieca? Wy to macie problemy, serio. Jeśli tak cię to męczy, to może zakładaj spódnice, mocniej się maluj, kup jakieś nowe buty? Ale jeśli cię to interesuje, dla mnie to bez różnicy.
- Nie rozumiesz mnie, Ashton. Jesteś chłopakiem. No ale załóżmy, że masz przed sobą dwie dziewczyny, jedna taka jak ja, a druga bardziej umalowana, w wyższych butach, ewentualnie w spódnicy. Na którą zwróciłbyś uwagę?
Lekko się skrzywił.
- No na tę drugą, ale my faceci jesteśmy wzrokowcami, co nie oznacza, że tylko to się liczy. Ja lubię rozmawiać, więc może i tamtą zauważyłbym pierwszą, ale porozmawiałbym z obiema. – Ciepło się do mnie uśmiechnął. – Dlaczego cię to tak dręczy?
- Nie wiem, po prostu czasami patrzę na inne dziewczyny i czuję się wyobcowana. Jakbym nigdzie nie należała, rozumiesz mnie?
- No, mniej więcej. Powiem ci jedno, nie zmieniaj się dla nikogo, jak już to tylko dla siebie.
- Dzięki Ashton, dobra z ciebie przyjaciółka. – Zaśmiałam się i dokończyłam swoją kawę.
- Skoro tak to odbierasz, musisz mi załatwić jakąś spódnicę. – Uniósł kciuk i puścił mi oczko. 
Miał takie słodkie dołeczki w policzkach, że miałam ochotę mu je wyrwać i zabrać do domu. 

- Ashton, jakaś dziewczyna ciągle się na nas patrzy. – Kiwnęłam głową, więc chłopak się odwrócił. Tajemnicza nieznajoma szeroko się uśmiechnęła i przytruchtała do nas tym uwodzicielskim krokiem, którego ja nie byłabym w stanie odtworzyć nawet za kilkadziesiąt tysięcy lat. 

- O nie, Emma, schowaj mnie pod stół. – Ash złapał się za głowę.
- Ale o co chodzi?
- To moja była. Jezu, weź mnie zniknij czy coś. – Przełożył rękę przez stół i złapał mnie za nadgarstek.- Pomocy. – Wyszeptał.
- Cześć, Ashti! 

Próbowałam nie wybuchnąć śmiechem, kiedy usłyszałam to zdrobnienie. Ashton prawie zabił mnie wzrokiem i sztucznie uśmiechnął się do dziewczyny. 

- Cześć, Cindy.
- Dawno się nie widzieliśmy, tęskniłeś? – Usiadła mu na kolanach, a ja prawie zadławiłam się kawałkiem ciasta marchewkowego, które właśnie spożywałam, aby powstrzymać śmiech.

Mina Ashtona była bezcenna i w pewnej chwili miałam ochotę wyjąć telefon z kieszeni jeansów i zrobić mu bardzo kompromitujące zdjęcie, którym mogłabym go później szantażować. 

- Cindy? Mogłabyś ze mnie zejść? – Skrzywił się, po czym próbował ją zepchnąć, ale ona zaplotła mu dłonie wokół szyi. 

Chyba jako jedyna z towarzystwa zaczynałam płakać ze śmiechu. 

- A co to za brzydula? Jakaś twoja rodzina?
O, serio? Awansowałam na brzydką kuzynkę, jeszcze bardziej brało mnie na śmiech.
- Złaź ze mnie, ty głupia cipo. 

Wytrzeszczyłam oczy i zamarłam z widelcem w powietrzu. Już myślałam, że wybuchnę takim śmiechem, iż ze ścian pospadają wszystkie obrazki. Na szczęście udało mi się powstrzymać katastrofę. 

Głupia cipo…

Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, więc dziewczyna pewnie pomyślała, że wzięłam sobie do serca jej komentarz na temat mojej urody. Tylko głupio się uśmiechnęłam, ponieważ był to najzabawniejszy dzień mojego życia.

- Emma nie jest brzydka, rozumiemy się? A teraz spadaj być pusta gdzie indziej. 

Tupnęła nogą, nie powiedziała ani słowa i obrażona wyszła z kawiarni trzaskając drzwiami. 

- Sorry, nie wiedziałem, że może się tutaj pojawić. – Spojrzał na mnie i zorientował się, że za moment wybuchnę. – Czy ty płaczesz ze śmiechu? – Uśmiechnął się głupio.

Wstał z krzesła, szybko je zasunął, złapał mnie za nadgarstek i naprędce wyprowadził z lokalu. Dobrze zrobił, bo właśnie wtedy zaczęłam się śmiać, jak nienormalna. Łzy spływały strumieniami po policzkach i gdyby Ashton mnie nie przytrzymał, zwijałabym się ze śmiechu na chodniku. 

- Emm, uspokój się, bo się zaraz posikasz – Sam zaczął się śmiać, bo moja głupota mu się udzieliła.
- Ashti – wybuchłam ponownie. – Ty głupia cipo, wygrałeś z tym, jej mina, o boże, Ashton, trzymaj mnie, bo zaraz się przewrócę ze śmiechu. 

Chłopak przytulił mnie do siebie, więc objęłam go w pasie i tak staliśmy na środku chodnika śmiejąc się do rozpuku, aż rozbolały nas brzuchy. To była jedna z piękniejszych chwil w moim życiu. Taka prosta rzecz, a tak cieszyła. Wiedziałam, że będę wspominać tę sytuację do końca mojej wędrówki po świecie. Nie było mocy, która sprawiałby, że pewnego dnia zapomniałabym o tym dniu. 

Kiedy trochę się uspokoiliśmy, odkleiliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na swoje twarze. Ashton był zapłakany do granic możliwości, a ja pewnie miałam całą czarną twarz od tuszu. 

- Jestem brudna, prawda? Bo coś za bardzo się cieszysz.
- Tak. – Zrobił najsłodszą minę, jaką kiedykolwiek widziałam i której niestety nie potrafiłam opisać. Po czym wyjął chusteczki z kieszeni i po prostu wytarł miejsca na mojej twarzy, które naprawdę tego potrzebowały. 

Czułam się trochę niezręcznie, kiedy ludzie przechodzili obok nas i wzdychali na nasz widok. Ludzie, byliśmy przyjaciółmi, nie parą, tak trudno było to zauważyć? 

- Teraz jest ok. 

Wyrzucił brudną chusteczkę do śmietnika i poszliśmy w stronę sklepu, pod którym Ashton zostawił samochód.

- No i jak, Ashti? Nie tęskniłeś za nią? 

Zgromił mnie wzrokiem, myślałam, że za chwilę mnie udusi.

- Nie. Mów. Do. Mnie. Ashti. – Zacisnął dłoń w pięść, potem pozgrzytał trochę zębami.
- Dobrze, Ashti. – Uśmiechnęłam się najmocniej jak potrafiłam, ale kiedy zobaczyłam jego minę, od razu pożałowałam ostatniego słowa.
- Lepiej uciekaj, jeśli ci życie miłe. 

O nic nie pytałam, nie protestowałam, tylko rzuciłam się biegiem przed siebie, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Chłopak od razu za mną pobiegł. Skręciłam w stronę parku, bo czułam, że lada moment potknę się o własne nogi i wolałam wylądować na trawie. Moje wrodzone kalectwo było bardzo niebezpieczną dolegliwością. Odwróciłam się, by sprawdzić czy Ashton nadal mnie gonił i to był błąd. Był tuż za mną, już wyciągał ręce, by mnie złapać i właśnie w tamtej chwili potknęłam się o kamień, który pojawił się znikąd. Wyłożyłam się jak długa na trawie, a Irwin tylko stał nade mną i się śmiał. Potem usiadł koło mnie. 

- Bozia cię pokarała. – Pstryknął mnie w nos.
- Bardzo śmieszne. – wydęłam usta i skrzyżowałam ręce na piersiach, kiedy przewróciłam się na plecy. – Pomożesz mi wstać? – Wyciągnęłam ręce przed siebie. Szatyn złapał moje dłonie i pociągnął mnie do góry, po czym przyciągnął do siebie.
- Nigdy więcej nie mów na mnie Ashti. – Pogroził mi palcem, jakby to miało mnie powstrzymać, a potem puścił


********
Witam, zaraz mi się skończą rozdziały w zapasie i co ja będę dodawać hahaha, no ale mniejsza. Mam nadzieję, że się spodoba itd. Do następnego ;d 

2 komentarze: