czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 6.



Pewnego dnia przyszedł nasz stały bywalec, Tom, więc czym prędzej uciekłam na zaplecze, ponieważ nie miałam zamiaru znosić jego obleśnych komentarzy. Ashton był na tyle miły, że go obsłużył i oszczędził mi nieprzyjemności.

Liczyłam płyty na zapleczu, kiedy jak znikąd pojawił się Irwin, nawet nie słyszałam, kiedy zszedł po trzech małych schodkach, musiałam przyznać, że potrafił się skradać i nieźle nastraszyć człowieka. 

- Emma, nie obrazisz się, jak wyjdę dzisiaj pół godziny wcześniej?
- Znowu jakaś super ważna sprawa do załatwienia?
- No, można tak powiedzieć – podrapał się po głowie i zrobił minę zbitego psa. Nie zamierzałam mu odmówić, więc tylko przytaknęłam głową i wróciłam do wcześniejszego zajęcia.
- Dzięki, jesteś najlepsza! – Cmoknął mnie w policzek i zniknął tak szybko jak się pojawił. Zaśmiałam się. Czy ten człowiek naprawdę miał tyle lat co ja? Czasami zachowywał się jak dziecko, które miało podejrzanie dużo spraw do załatwienia. 

Kiedy skończyłam pracę pożegnałam się z Dianą, która zeszła na dół, by porozmawiać o czymś z Ashtonem, ale niestety go nie zastała. Zamknęłam drzwi sklepu na klucz i poszłam w stronę przystanku, lecz po kilku minutach zmieniłam zdanie i postanowiłam się przejść. Poszłam w stronę parku, który był skrótem. Włożyłam słuchawki w uszy i weszłam na ścieżkę. 

Kiedy szłam już parkową ścieżką, zauważyłam dwójkę ludzi. Z oddali rozpoznałam mojego brata, Jasona. Zaniepokojona wyjęłam słuchawki z uszu, ponieważ chciałam usłyszeć, o co to całe zamieszanie. Mężczyzna stojący do mnie tyłem groził mojemu bratu. Niestety nie mogłam w żaden sposób zobaczyć twarzy napastnika, ponieważ miał kaptur na głowie, dodatkowo bluza była czarna, co tym bardziej utrudniało całą sprawę. 

Podejrzany mężczyzna mnie zauważył, więc szepnął coś jeszcze do mojego brata i zniknął. Jak najprędzej podbiegłam do Jasona. Wiedziałam, że miał problemy, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż takie. 

- Jason, co tu się przed chwilą stało?
- Nic, to nie twoja sprawa. – Próbował mnie odepchnąć na bok, ale nie dałam mu się. 

Zasłonił twarz ręką, więc natychmiast podeszłam i odsunęłam jego dłoń. Zobaczyłam podbite oko, w co on się znowu wpakował? 

- To nazywasz niczym? – Pokazałam na jego twarz i położyłam dłonie na biodrach.
- To nie twój interes, rozumiesz? Daj mi spokój.
- Chciałam tylko pomóc, ty niewdzięczniku. 

Odeszłam zostawiając go na jednej z parkowych ławek. Byłam wściekła, ponieważ chciałam dobrze, a on mi się tak odpłacił, ale czego mogłam się spodziewać, taki był mój brat. Co złego zrobiłam, czym zasłużyłam sobie na takie traktowanie z jego strony? Zawsze się o wszystkich martwiłam i zostawałam odpychana po jakimś czasie. Na co mi to wszystko było? Koniec końców, postanowiłam się już tym dłużej nie przejmować, przynajmniej w drodze do domu.

****

Kiedy wyszedłem ze sklepu, od razu poszedłem do swojego samochodu po kilka rzeczy i udałem się w stronę parku. Nie widziałam nikogo, ale nie mogłem dać się zdemaskować byle komu, więc narzuciłem na siebie czarną bluzę i założyłem na głowę kaptur, po czym poszedłem szukać jednego z moich ludzi. W końcu znalazłem go siedzącego pod drzewem. Siedział tam i po prostu na mnie czekał, choć wiedział, że nie będzie to miła rozmowa. 

- Cześć, Jason. Mam nadzieję, że przyniosłeś pieniądze.
- Słuchaj szefie, nie mam jeszcze całej sumy.
- W kulki sobie lecisz? Co ty sobie wyobrażasz? – Złapałem go za kołnierz koszulki i przyciągnąłem do siebie, po czym popchnąłem na drzewo stojące tuż za nim.
- Oddam ci wszystko za kilka dni. – Przełknął ślinę i uchylił się przed moim ciosem.
- Nie ma za kilka dni, kasa ma być najpóźniej za dwa dni, albo nie dostaniesz następnej roboty. Rozumiemy się?
- Ale… - Zacisnąłem dłoń w pięść i obiłem mu trochę twarz, bo nie wytrzymałem, byłem wściekły do granic możliwości, jeszcze chwila, a rozwaliłbym mu głowę o drzewo.
- Jeszcze jakieś „ale”?
- Nie, szefie. Wykombinuję kasę najszybciej jak będę mógł. 

Nagle usłyszałem jakiś szelest, obróciłem się i zobaczyłem Emmę. Co ona tam do diabła robiła? Dlaczego akurat tamtego dnia musiała wybrać się na spacer? 

- Pamiętaj, masz trzy dni. – Pogroziłem mu jeszcze i szybko stamtąd zniknąłem. 

Miałem nadzieję, że o nic go nie wypytywała, ale na pewno to robiła. Ta dziewczyna nie mogła się niczego dowiedzieć. Naprawdę lubiłem Emmę i nie chciałem tego zniszczyć. Zbyt wiele się o niej dowiedziałem, żeby od tak musieć o niej zapomnieć. W połowie drogi zdjąłem bluzę i odetchnąłem z ulgą, bo dopiero wtedy poczułem się naprawdę bezpieczny. Nie chciałem zatajać przed nią prawdy, ale było to konieczne. Nie mogła się dowiedzieć co tak naprawdę robiłem i czemu ta często znikałem. Nie patrzyłaby na mnie już w ten sam sposób każdego ranka, kiedy wchodziłem do sklepu. Traktowałem ją jak przyjaciółkę i nie mogłem znieść myśli, że mogłaby od tak zniknąć. Przy niej czułem się jak dawny Ashton. Chłopak bez problemów, bez tych cholernych obowiązków, które pozostawili mi rodzice.

Jak oni mogli mi coś takiego zrobić?! Kto normalny robi takie rzeczy własnemu dziecku. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie było ich, kiedy najbardziej ich potrzebowałem.
Zatrzasnąłem za sobą drzwi i zszedłem do garażu zobaczyć, co porabiali moi przyjaciele. 

Jedli i oglądali telewizję. 

- Co tam chłopaki? – Rzuciłem bluzę na fotel, po czym na niego usiadłem.
- Najlepsza pizza, jaką jadłem, łap – Michael rzucił kawałkiem jedzenia, który ledwo zdążyłem złapać. Czasami się zastanawiałem, czy ten chłopak miał jakiś mózg.
- Dzięki, stary – wytarłem rękę o bluzę leżącą obok mnie i wgryzłem się w kawałek pizzy.
- Kiedy ją poznamy?
- Co? – Zakrztusiłem się jedzeniem.
- No tę dziewczynę, która cię tak zmienia. – Calum usiadł na moi fotelu. – Od kiedy tam pracuje, coraz częściej widzimy dawnego Ashtona. – Poklepał mnie po plecach, a więc i oni zauważyli.
- O czym ty bredzisz? – Brnąłem w zaparte.
- Nie udawaj, że nie wiesz. Chodzi o to, że dzięki niej, przestajesz myśleć o tym pieprzonym interesie, w którym wszyscy siedzimy. Pomogliśmy ci, bo jesteś naszym kumplem, jesteś dla nas jak brat, ale chłopie, nawet nie wiesz, jak ciężko było patrzeć, kiedy zmieniałeś się w bezuczuciowego dupka. A ona, ona po prostu to zabrała i wrócił dawny Ash, za którym wszyscy tęskniliśmy.
- Może się jeszcze pocałujemy na zgodę? – Zakpiłem z nich, a oni się zdenerwowali. Wiedziałem, że Calum mówił to na poważnie, a ja jak zwykle wszystko spieprzyłem.
- Dobra, chłopaki. Muszę przyznać wam rację, ale na razie jej nie poznacie, ta dziewczyna nie przeżyje spotkania z takimi neandertalczykami jak wy.
- Nie będziesz znać dnia ani godziny naszej wizyty. – Luke się głośno zaśmiał i włączył jakąś grę. 

****

Przerażona i zdenerwowana wróciłam do domu. Po kilku próbach zaśnięcia, wyszłam z domu i usiadłam na ganku czekając na powrót mojego brata. W końcu się pojawił i ku mojemu zaskoczeniu, usiadł na najwyższym schodku, tuż obok mnie. 

- To jak, powiesz mi o co chodzi?
- Mam dług u tego kolesia, to wszystko.
- Jason bądź szczery, kto to był?
- Słuchaj, to nie twoja sprawa, nie chcę, żebyś miała jakiekolwiek problemy, więc zostawmy to tak, jak jest. Mam dług, muszę go spłacić, zalegam z kasą, koleś się zdenerwował, to tyle.
- A ta niby praca, co z nią?
- Ten koleś jest też moim szefem.
- W coś ty się wpakował. – Pokręciłam głową, wstałam, otrzepałam spodnie i czekałam, aż to samo zrobi mój brat.
- Emma, nie mów nic rodzicom, ok?
- Spokojnie, nie chcę ich bardziej denerwować, już i tak mają za dużo problemów na głowie.
- Dzięki. – Lekko się uśmiechnął i wszedł do domu. Chyba właśnie nawiązałam jakiś normalny kontakt z bratem. 

Dziwnie się czułam z myślą, że obok w pokoju śpi człowiek, który miał na pieńku z tyloma osobami.  Pewnego pięknego dnia wpakuje się w takie kłopoty, że już nie będzie w stanie się z nich wydostać. Nie zmieniało to jednak faktu, że podejrzewałam go o coś gorszego, niż tylko zwykłe długi. Myślałam, że ten koleś, był dopiero wierzchołkiem góry lodowej.
Przewróciłam się na drugi bok, ponieważ nie mogłam zasnąć. W końcu położyłam się na plecach i próbowałam liczyć owce, ale po kilkunastu owieczkach przestałam to robić, ponieważ zapomniałam o dalszym liczeniu. 

Zastanawiałam się nad całym moim dotychczasowym życiu i doszłam do wniosku, że nigdy wcześniej nie miałam takiego znajomego, jakim był dla mnie Ashton. Rozmawiałam z nim o wszystkim. Nie bałam się mówić o niczym, co potwierdziła nasza pierwsza, poważniejsza rozmowa, ale to chyba dobrze. Z perspektywy czasu zrozumiałam, że już od dawna potrzebowałam takiej osoby, przyjaciela, który usiądzie naprzeciw mnie i wysłucha wszystkiego, co miałam do powiedzenia w danym momencie. Najważniejsze było to, że mnie nie krytykował, a rozumiał. Na początku bałam się nietolerancji w niektórych sprawach, bo nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej. 


Dni mijały, a ja i Ashton byliśmy w coraz lepszych stosunkach. Pewnego dnia po prostu poznajesz osobę, która nadaje trochę sensu twojemu życiu, lub staje się brakującym elementem układanki, którego od dawna szukałeś. Tak właśnie było z Irwinem. Potrafił mnie rozśmieszyć nawet wtedy, kiedy nie miałam nawet ochoty na zwykły uśmiech. A kiedy miałam ochotę zabić wszystkich wokół, potrafił mnie szybko uspokoić. Taki przyjaciel to skarb i miałam nadzieję, że zbyt szybko go nie stracę. 

Spędzając czas z tym chłopakiem zapominałam o wszystkich problemach, które czekały na mnie po powrocie do domu. Ojciec, który nadal nie znalazł sobie pracy, coraz częściej krzyczał na wszystkich w domu obwiniając nas za swoje bezrobocie. Mama powoli przestawała to wytrzymywać i poddawała się każdego dnia, słyszałam, jak cicho szlochała w łazience, kiedy myślała, że nikt nie słyszy. Ja słyszałam. A Jason? Jason ani trochę się nie zmienił i właśnie to było problemem. Wydawało mi się, że z dnia na dzień stawał się coraz bardziej tajemniczy. 

Czasami się zastanawiałam nad tym, czy czułabym się tak samo przy każdej innej osobie, którą poznałabym zamiast Ashtona… Nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie.
Diana przyszła do sklepu i powiedziała, żebyśmy sobie wcześniej wyszli, a ona zajmie się interesem. Nie chcieliśmy się zgodzić, ale w końcu wypchnęła nas za drzwi siłą. Zarzuciłam torbę na ramię i już odchodziłam w stronę przystanku autobusowego, kiedy Ashton mnie zatrzymał. 

- Chodźmy na kawę, nie mam co robić, a chłopaków pewnie jeszcze nie ma w domu.
- W sumie, to niegłupi pomysł. 

Udaliśmy się do pobliskiej kawiarni i usiedliśmy przy stoliku na tyłach lokalu, gdzie było najciszej. Zamówiliśmy kawy, do tego jakieś ciastka i wygodnie usiedliśmy. Oparłam się, założyłam nogę na nogę, ale po chwili ją zdjęłam, bo było mi strasznie niewygodnie. Nie rozumiałam kobiet, które mogły przesiedzieć w ten sposób pół dnia. Chyba nigdy nie będę tak kobieca, jak powinnam być. 

Kelnerka przyniosła nam nasze zamówienie, spojrzałam na nią, kiedy odchodziła. Ładne, chude nogi, a na stopach buty na lekkim obcasie. Nawet w fartuchu wyglądała lepiej ode mnie. 

*******
Cześć, jest kolejny rozdział, w końcu. Postanowiłam go trochę skrócić, więc pewnie nowy pojawi się szybciej ;) 

2 komentarze:

  1. Hddjdhskkks! Kocham tego ff, a rozdział jak zwykle wspaniały :)
    Jestem ciekawa co zrobiłaby Emma jakby się dowiedziała kim naprawdę jest Ashton ❤

    OdpowiedzUsuń