wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 8.



Gdyby nie moja była dziewczyna, ten dzień byłby idealny, ale musiała się pojawić i zacząć tę swoją bezsensowną gadkę. Dobrze, że nie pozwoliłem jej na więcej. Jednak najgorsze było to, że Emma zaczęła używać tego okropnego zdrobnienia, którym zwykła mnie nazywać Cindy podczas naszego jakże krótkiego i burzliwego związku. Pomimo tego jednego incydentu wróciłem do domu w wyśmienitym humorze. Nic nie było go w stanie zepsuć, nawet fakt, że miałem kilka rzeczy do odebrania za miastem i nie miałem na to najmniejszej ochoty. 

Siedziałem na kanapie w garażu i czekałam na chłopaków. Zastanawiałem się co wtedy robiła Emma. Pewnie czytała jakąś książkę, lub próbowała pisać własną. Była jedną z niewielu dziewczyn, która  stawiała intelekt ponad ubrania i kosmetyki. Wydawało mi się, że potrafiłaby odpuścić jakiś posiłek tylko po to, by zdobyć nową książkę. 

- Patrzcie jaki on szczęśliwy. – Mikey wszedł do garażu rzucając na jeden z foteli swoją bluzę.
- Dajcie już z tym spokój.
-  Nas nie oszukasz, Ashton. 

Wywróciłem oczami i kazałem im się zbierać do mojego samochodu, by odebrać paczki, które czekały już na nas za miastem. 



Któregoś dnia rano musiałem odebrać kilka rzeczy, więc wiedziałem, że spóźnię się do pracy, ale nie miałem czasu, by powiadamiać o tym Emmę. 

Zatrzasnąłem drzwiczki od samochodu i poszedłem w stronę sklepu, drzwi były zamknięte. Bardzo się zdziwiłem, więc poszperałem chwilę w kieszeni, aż znalazłem klucze. W środku nie było żywej duszy, więc zacząłem się zastanawiać, czemu Evans nie przyszła do pracy. Udałem się w stronę zaplecza i zatrzymałem się przy schodkach. 

Stała tyłem do mnie i wykładała towar z pudeł. Miała słuchawki w uszach, więc nie słyszała, że przyszedłem. Co jakiś czas tańczyła do muzyki, którą tylko ona słyszała. Nie mogłem oderwać wzroku od jej wyjącego się ciała i stałem jak słup soli. W końcu zauważyła mnie kątem oka i tak się przestraszyła, że wpadła do kartonu stojącego obok niej. 

- Długo tu tak stoisz?
- Od samego początku – uśmiechnąłem się szeroko i podszedłem w jej stronę.
- Boooże, co za wstyd. – Jej policzki przybrały lekko różowy odcień. Jaki wstyd, była urocza.
- Fajnie się ruszasz, nie marudź.  – Poczerwieniała jeszcze bardziej, więc w końcu zrobiło mi się trochę głupio, ale przecież nie zrobiłem nic złego. Ok, może nie powinienem jej podglądać, ale tak wyszło, nie robiła niczego, na co nie mogłem patrzeć. – Wstawaj – wyciągnąłem ręce w jej stronę i pomogłem jej się wydostać z pudła, w którym utknęła, po czym przyciągnął ją na chwile do siebie.– Nie musisz nosić obcasów, żeby być kobieca, nieźle ci to wychodzi bez nich. – Mruknąłem jej do ucha i puściłem. 

Dziewczyna była trochę zmieszana i wtedy już naprawdę zrobiło mi się głupio.
Byłem zły na siebie z innego powodu, zaczynałem lubić Emmę bardziej niż powinienem. 

Podobała mi się i już nic nie mogłem z tym zrobić. 

*******

Czułam się strasznie niekomfortowo, kiedy dowiedziałam się, że Ashton obserwował mnie przez cały czas i widział, jak tańczyłam. Wydawało mi się, że byłam czerwona jak burak i zapewne tak było. Jeszcze większy wstyd. Wiecie jak to jest, kiedy unikacie tańczenia na imprezach, bo macie dwie lewe nogi, lub po prostu nie czujecie się dobrze w danym towarzystwie i gdy myślicie, że jesteście sami, nagle okazuje się, że przez ten cały czas ktoś was obserwował… Okropne uczucie. 

Nie chciałam patrzeć na Ashtona, chociaż on spoglądał na mnie bez przerwy.
Mógł się zająć gitarami, płytami, czy czymkolwiek innym, tylko nie patrzeniem na mnie. Był moim przyjacielem i dziwnie się z tym wszystkim czułam. Nawet nie wiedziałam, jak wtedy wyglądałam. Nawet po tym co mi powiedział, czułam, że ze wstydu zapadam się pod ziemię. Siedziałam na krześle i patrzyłam w przestrzeń przede mną, nie było nic, tylko ja i moje kłębiące się myśli. 

Tamtego dnia chciałam jak najszybciej uciec ze sklepu i zabunkrować się w domu na kilka dni, bo czułam się totalnie upokorzona, nawet jeśli Irwin mówił, że niepotrzebnie.
Ash chciał ze mną kilka razy porozmawiać, ale ja za każdym razem odmawiałam. W końcu, kiedy już prosił o rozmowę od jakichś dziesięciu minut, postanowiłam mu ustąpić. 

- Emma, powiedz, że się na mnie nie gniewasz. Nie mogę znieść tej cholernej ciszy pomiędzy nami.
- Nie gniewam się, ale czuję się totalnie upokorzona. – Spuściłam wzrok na swoje buty, podrapałam się po głowie, bo ciągle na mnie patrzył i niestety tamtego dnia nie mogłam znieść jego wzroku.
- Dlaczego? – Był tym bardzo zaskoczony, jakby takie widoki miał na co dzień, może kiedyś je miał.
- Po prostu nie lubię… oh, nieważne, Ashton. Mam kilka problemów, o których wolę nie mówić, a raczej nie wiem, jak o nich mówić. Nigdy tego nie robiłam.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała o tym porozmawiać, to jestem, ale teraz proszę, nie bądź na mnie zła. Jestem tylko facetem i czasem lubię sobie popatrzeć.
- Jeszcze gdyby było na co, to bym zrozumiała.
- Emma, nie przesadzasz trochę? – Uniósł brwi, a jego czoło lekko się zmarszczyło i powstała jedna bruzda.
- Nie, odejdź, muszę iść do toalety. 

Poszłam do łazienki i usiadłam na sedesie. Oparłam się łokciami o kolana zasłaniając dłońmi twarz. Niby nic wielkiego się nie stało, ale nie mogłam sobie z tym poradzić. Miałam wrażenie, że będzie się ze mnie śmiać, że powie wszystko swoim przyjaciołom, chociaż wiedziałam, że nie zrobiłby tego, to lęk był silniejszy od zdrowego rozsądku. Wiedziałam, że nie chciał źle, ale mój wyłączony strachem i dawną fobia, która akurat wtedy postanowiła na chwile powrócić, umysł mówił mi co innego i niestety to jego słuchałam. 

Odetchnęłam głęboko, poprawiłam włosy i ubrania, po czym wróciłam za kasę. 

Ashton siedział na krześle, które kiedyś tam przytaszczył, od tamtej pory było to jego stałe miejsce.  

- Lepiej ci? – Spojrzał na mnie z troską, chyba naprawdę się mną przejął.
- Tak, wszystko w porządku. – Miałam straszną ochotę z nim porozmawiać, o tym co dręczyło mnie w przeszłości i położyło się cieniem na dzisiejsze wydarzenie zamieniając je w nie wiadomo co. – Pewnie uważasz mnie teraz za nienormalną – rozłożyłam ręce i wzruszyłam ramionami.
- Każdy ma jakieś powody, nie będę kwestionować twoich, ponieważ ich nie znam.
Wtedy już wiedziałam, że był odpowiednią osobą, wiedziałam, że z nim mogłam porozmawiać o wszystkim.
- Jeszcze nikomu tego nie mówiłam i naprawdę nie wiem, jak zacząć. – Moja twarz musiała wyglądać żałośnie, bo Ashton wstał z krzesła i przeszedł na drugą stronę lady, czyżby zmienił zdanie? Wtedy zobaczyłam, że zamknął drzwi na klucz i zmienił tabliczkę z „otwarte” na „zamknięte”.

Stanął obok mnie, a potem po prostu usiadł na podłodze za ladą. Zachęcił mnie dłonią, więc zsunęłam się z krzesła i usiadłam obok Ashtona. 

- Śmiało, ale wiesz, jeśli nie chcesz, nie musisz.
- Będziesz to mówić na początku każdej poważniejszej rozmowy? – Zaśmiałam się, to był znak, że już mi trochę lepiej i zdołałam się w jakiś sposób rozluźnić.
Spojrzałam w jego orzechowe oczy i od razu zrobiło mi się lżej na sercu, czułam się jak w domu, kiedy wszystko było dobrze.
- Kiedyś miałam pewien problem, może to się wydać śmieszne, ale czułam się obserwowana na każdym kroku. Bałam się, że ludzie zobaczą za dużo, potem to rozpowiedzą, a ja będę pośmiewiskiem całej szkoły. Niby mi to przeszło, ale dzisiaj… Dzisiaj poczułam się jak wtedy.
- A to wszystko przeze mnie – spuścił głowę i widziałam jedynie jego lekko kręcone włosy, które swoją drogą były cudowne. Chciałam ich dotknąć, ale w dobrym momencie się powstrzymałam.
- Ashton, nie wygłupiaj się, to nie twoja wina. Problemem jest to, że to jeszcze gdzieś siedzi mi w głowie.
- No to musimy coś z tym zrobić. – Przysunął się do mnie i objął ramieniem. – Mnie nie musisz się obawiać.
- Wiem, dziękuję. – Jeszcze do końca nie mogłam w to wszystko uwierzyć. W to, że miałam kogoś takiego jak Ashton, z nim wszystko wydawało się łatwiejsze. Pocałowałam go w policzek, jako podziękowanie za rozmowę i wstałam.
- Ej, to było miłe, mogę w drugi policzek? – Podskoczył do góry, jak mały szczeniaczek, w sumie nawet trochę tak wyglądał.
- Nie. – Uśmiechnęłam się.
- No, ale dlaczego? – Zrobił smutną minkę.
- Co za dużo to niezdrowo, a teraz otwieraj sklep. 

Przewrócił tabliczkę na drugą stronę i poszedł dokończyć to, czego ja nie zdążyłam zrobić.
Siedziałam sobie na krześle i obgryzałam końcówkę ołówka, kiedy ktoś wszedł do sklepu, okazało się że był to mój brat. Po co przyszedł? Przecież nie po to, żeby odwiedzić siostrę…

- Jason, co ty tu robisz?
- Mam jedną sprawę i mam nadzieję, że mi pomożesz, siostra.
- Nie zawracaj mi głowy i najlepiej stąd idź. – Pokazałam ręką na drzwi.
- Emma, proszę, potrzebuję twojej pomocy. – Podszedł do lady i się o nią oparł.
- O co chodzi? – Westchnęłam.
 - Potrzebuję małej pożyczki.
- Ile? – Wiedziałam, że przyszedł po pieniądze, bo po co innego.
- Dwie stówki.
- Nazywasz to małą pożyczką? Na co ci to?
- Mam pewien dług.
- A, to o to chodzi. Dobra, ale masz mi oddać wszystko co do gorsza. Niedawno dostałam wypłatę. 

Sięgnęłam po torebkę, po czym spojrzałam w stronę zaplecza, widziałam cień poruszający się w pomieszczeniu, który nagle zaczął się zmniejszać. Szybko wyjęłam banknoty i podałam je Jasonowi, wtedy też Ashton pojawił się w sklepie i z zaskoczeniem, jakby znał mojego brata, spojrzał na nas oboje. Jason chyba się wystraszył i natychmiast opuścił pomieszczenie. 

- Znacie się? – Ash zmrużył oczy i przyjrzał mi się uważnie.
- A wy się znacie?
- Pierwszy zadałem pytanie. – Podszedł bardzo blisko mnie i niemal pożarł mnie wzrokiem.
- To mój brat. – Przewróciłam teatralnie oczami. – Skąd go znasz?
- Nagrabił sobie.
- Chyba jak u każdego. – Jęknęłam z zażenowaniem, bo nie mogłam ukryć faktu, iż było mi głupio. 

*******

Nie miałem najmniejszego pojęcia, że Jason był jej bratem. W jednej chwili cała ta sytuacja nabrała innego znaczenia. Musiałem coś zrobić, żeby Emma nie dowiedziała się, kim tak naprawdę byłem. Ta informacja mogłaby wszystko zepsuć. Nie chciałem zniszczyć tego, co było między nami. Jednego dnia poznałem wspaniałą osobę, więc nie mogłem pozwolić, żeby następnego tak po prostu zniknęła. Czasami spotykasz zupełnie obcego ci człowieka, który wyzwala najlepsze uczucia, jakie w tobie drzemią. Potrafi wykopać starego ciebie spod sterty gruzów teraźniejszości. Nie mogłem jej wciągnąć w bagno, w którym siedziałem, ponieważ była na to za dobra. Wiem też, że gdyby dowiedziała się o wszystkim, szybko zmieniłaby o mnie zdanie. Nie słuchałaby żadnych wyjaśnień, po prostu by odeszła. Każdy by tak zrobił. Może i byłem egoistą, ale nie mogłem jej stracić, bo tylko przy tej dziewczynie byłem prawdziwym sobą. Musiałem o nią walczyć w każdy możliwy sposób, nawet jeśli miałem ją okłamywać. 

*******

Wyszłam z pracy punktualnie i poszłam od razu do domu, oczywiście postanowiłam zrobić sobie dłuższy spacer, ponieważ wieczór był bardzo przyjemny, a nie miałam najmniejszej ochoty jechać w zatłoczonym autobusie. 

Kiedy weszłam do domu do moich nozdrzy dotarł przepiękny zapach, jakiego dawno nie czułam. 

Mama postanowiła upiec ciasto.

- Cześć, mamo. – Weszłam do kuchni, uścisnęłam kobietę i usiadłam przy stole.
- Cześć, Emma, dobrze, że jesteś. Pomożesz mi trochę przy tym?
- Oczywiście. – Ucieszyłam się na samą myśl spędzenia odrobiny czasu z mamą. W końcu nie zadawała zbędnych pytań i nie było rozmów o pieniądzach, których ciągle brakowało. 

Jedna z najprostszych czynności, a mogła wywołać tyle radości. Zwykłe pieczenie ciasta. Chyba mi tego brakowało. Poczucia, że gdzieś przynależę, że bez względu na wszystko zawsze będę mieć rodzinę, na którą mogę liczyć. 

Robiłyśmy kolejne ciasto, kiedy mama zorientowała się, że brakuje kilku składników. Umyłam ręce, które były całe białe od mąki i zadeklarowałam, że skoczę po mleko i jajka do sklepu. 

Zapięłam guziki swetra, założyłam trampki i wyszłam z domu. Na szczęście sklep nie był wcale tak daleko.

Zrobiłam wszystkie zakupy i uśmiechnięta poszłam do domu. Od kilku dni za dużo się uśmiechałam i wydawało mi się to strasznie podejrzane, ale może nie powinno.
W końcu miałam prawdziwe życie, przyjaciela, w domu wszystko się układało, w sensie relacje między domownikami. 

Śpiewałam sobie jakąś piosenkę pod nosem idąc chodnikiem. Wchodząc na trawnik przed domem zauważyłam dwie osoby. Pierwszą z nich był Jason, tuż przed nim stał jakiś mężczyzna w czarnej bluzie z kapturem na głowie, trzymał coś w ręce i przystawiał to 
mojemu bratu do brzucha. Sekundę później zorientowałam się, że była to broń.
Wystraszona upuściłam reklamówkę z zakupami.

- Zostaw go! – Rzuciłam się biegiem w ich kierunku, nie zważając na to, ze zakapturzony mężczyzna miał broń. W tamtej chwili nie myślałam o żadnych konsekwencjach. Napastnik nawet na mnie nie spojrzał, powiedział coś mojemu bratu i uciekł. 

*********
Wiem, trochę długo zajęło mi dodanie tego rozdziału, ale wiecie jak to jest, zamieszanie przed świętami, nauka itd. Mam nadzieję, że się spodoba no i postaram się dodać w przeciągu niecałego tygodnia kolejny rozdział ;) 

1 komentarz:

  1. Kocham. Tego. Ff.
    Pisząc ten rozdział zrobiłaś mi najlepszy prezent na święta *.*
    A tak przy okazji to życzę Ci kochanie wesołych świąt, spełnienia marzeń i duuuużo prezentów pod choinką x Niech ten 2015 r. będzie jeszcze lepszy :) I żeby Cię wena nie opuściła, bo masz talent i wspaniale piszesz ❤

    OdpowiedzUsuń