wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 10.



Rozmawiałam z Luke’iem, kiedy zauważyłam, że Ashton gdzieś zniknął. Tamtego dnia rzadko go gdziekolwiek widziałam, może dlatego, że całą moją uwagę skupił na sobie Hemmings. 

- Gdzie Ashton? – Rozejrzałam się po pomieszczeniu. – Mam do niego jedno pytanie.
- Idź na górę i zajrzyj do kuchni, może tam siedzi i coś je. – Michael pokazał mi kciuka w górę, więc zrobiłam to, co powiedział. 

Wdrapałam się po schodach do przedpokoju i weszłam do kuchni nawet nie wiedząc, jak tam trafiłam. Nikogo nie zastałam. Wyszłam i po prostu szłam przed siebie, ponieważ pierwszy raz byłam w domu Ashtona, który był dosyć spory w porównaniu do mojego. Dlaczego ja wszystko porównywałam? Najpierw samochód, teraz dom… 

Zauważyłam chłopaka w salonie, więc usiadłam obok niego na kanapie. 

- Dlaczego siedzisz tutaj sam?
- Musiałem trochę odetchnąć. – Spojrzał na mnie, ale jego wzrok był pełen smutku.
- Chodź do nas. – Wstałam i się uśmiechnęłam, po czym podeszłam do kominka i spojrzałam na zdjęcia w ramkach. – Twoi rodzice, prawda?
- Tak. – Blado się uśmiechnął.
- Gdzie teraz są? W pracy? – Pokiwał przecząco głową. – Wyszli na zakupy? – No i znowu zaprzeczenie.
- Emma, oni nie żyją. Jakieś półtora roku temu zginęli w wypadku samochodowym.

Zamarłam. Jak mogłam strzelić takie głupstwo. W pierwszej chwili chciałam zapaść się pod ziemię. 

- Przepraszam. – Spuściłam głowę i z zażenowaniem patrzyłam na moje trampki.
- Nie masz za co, skąd mogłaś wiedzieć.
- Jestem zbyt ciekawska. Chciałabym wszystko wiedzieć. Przepraszam, tak mi przykro. 

Podeszłam do Irwina, ukucnęłam przed nim i go przytuliłam, bo nie mogłam tego nie zrobić. W jednej chwili poczułam się niewyobrażalnie smutno, a było to wyłącznie moją zasługą. Chłopak położył dłonie na moich plecach i mocno do siebie przycisnął. 

- Może chodźmy do reszty. – Powiedziałam do jego ucha, pokiwał głową i zeszliśmy na dół.

Zeszliśmy na dół, a chłopcy powitali nas radosnym okrzykiem. Ashton od razu usiadł na fotel i zaczął rozmawiać o czymś z Calumem, ja natomiast zajęłam swoje poprzednie miejsce obok Luke’a. Wszystko wydawało się być w porządku, ale przyszedł na mnie czas, więc wzięłam swoje rzeczy i udałam się w kierunku wyjścia. 

- Poczekaj, przecież nie będziesz wracać sama o tej godzinie. – Ashton złapał mnie za przedramię wymuszającym tym na mnie, abym poczekała. Wziął dżinsową kurtkę, którą narzucił na ramiona. – Odprowadzę cię.
- Nie musisz się fatygować, poradzę sobie. – Nie chciałam go ciągnąć przez pół miasta, ale nie mogłam go powstrzymać, ponieważ chłopak już zdecydował. Położył dłonie na moich plecach i lekko popchnął w kierunku wyjścia.
- No raz, raz, dłużej nie będę taki miły. Wezmę cię na plecy i zaniosę, choćbyś nie wiem jak protestowała. 

Zaśmiał się głośno i opuściliśmy garaż, w którym radośnie pożegnali mnie chłopcy. Owinęłam się bluzą, którą pożyczył mi Irwin, po czym skrzyżowałam ręce pod piersiami, żeby było mi odrobinę cieplej. Nie było zbyt zimno, ale pierwsze wrażenie nie należało do najmilszych. 

- Ashton, ja jeszcze raz przepraszam. – Spojrzałam na szatyna idącego koło mnie.
- Za co? – Nie odrywał wzroku od chodnika. Był na mnie zły?
- Za twoich rodziców.
- Emma, już wszystko wyjaśniliśmy. Skąd miałaś wiedzieć, wszystko gra.
- Nie wydaje mi się.
- Uważasz, że wiesz o mnie wszystko? – Zatrzymał się tak gwałtownie, że prawie weszłam na słup telegraficzny.
- Według mnie tylko udajesz, że sobie z tym radzisz. Tak naprawdę, gdzieś w środku nadal nie możesz w to uwierzyć. Każdego dnia czekasz aż nagle wejdą do domu, aż w końcu wrócą z jakiejś długiej podróży.

Nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Stałam tam i po prostu na niego patrzyłam, pożerałam wzrokiem jego kręcone włosy obwiązane bandanką. Było w nim coś tajemniczego, może nawet coś odrobinę niebezpiecznego, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak mroczny skrywał sekret. 

Niespodziewanie odwrócił się w moją stronę, złapał za ramiona i mną potrząsnął. 

- Kim ty do cholery jesteś, żeby wywracać moje życie do góry nogami?
- Przepraszam, ja…
- Nie przepraszaj, rzygam już tym słowem. – Zamilkł na chwilę i zamknął oczy, po kilku sekundach jego głębokie, orzechowe spojrzenie było utkwione w mojej drżącej osobie. – Pojawiasz się, rozmawiamy, zaprzyjaźniamy się, a ja nagle odkrywam w sobie rzeczy, o których wcześniej nie miałem bladego pojęcia. Jak ty to robisz… Znasz człowieka, o którym tak naprawdę nie masz zielonego pojęcia. 

Nie wiedziałam co mu odpowiedź, zaś on nadal zaciskał swoje dłonie na moich ramionach, co z każdą kolejną sekundą robiło się trochę męczące i niezręczne. 

- Czasami stawiam się na miejscu tych osób, ale oczywiście nie zawsze skutkuje. – Wzruszyłam ramionami dając mu tym samym znak, by zabrał swoje ręce. 

Nie wiedziałam, że to wszystko tak na niego wpłynie. Przecież tylko z nim rozmawiałam i starałam się być jak najlepszą przyjaciółką. Od zawsze byłam osobą, która lubiła słuchać, może dlatego tyle wiedziałam i tyle potrafiłam sobie dopowiedzieć. Byłam też dobrym obserwatorem. 

- Nigdy do końca cię nie zrozumiem. – Westchnął i poszliśmy dalej. Przez to wszystko czułam się trochę dziwnie idąc w jego towarzystwie. 

Kiedy byliśmy pod moim domem, a ja ruszyłam w kierunku drzwi, zatrzymał mnie.

- Nie miej mnie za jakiegoś durnia, ale czasami jesteś dla mnie za mądra i nie wiem, jak taka osoba może lubić spędzać czas z takim człowiekiem jak ja.
- Mówisz tak, jakbym była lepsza od ciebie. – Miałam wiele wątpliwości, ale podeszłam do Ashtona.
- Bo taka jest prawda, nie wiesz jak bardzo zły jestem.
- Nikt nie jest gorszy ani lepszy. Czasami podejmujemy złe decyzje, to wszystko. Chociaż, jakby spojrzeć na to inaczej, każda decyzja jest w jakiś sposób zła. Czego byśmy nie zrobili, zawsze znajdzie się ktoś, komu będzie to przeszkadzać, lub po latach znajdziemy inne, lepsze wyjście z sytuacji. Niemniej jednak, nie ma ludzi lepszych i gorszych, są tylko wybory, których dokonujemy. Jest też sposób z jakim powstajemy po każdej porażce.
- Mówiłem już, że jesteś najmądrzejszą osobą jaką znam?
- Ashton, jest mnóstwo ludzi mądrzejszych ode mnie, nie rozśmieszaj mnie. – Klepnęłam go w ramię, bo nie powiem, zrobiło mi się miło, ale jednocześnie bardzo głupio i lada moment zrobiłabym się cała czerwona.
- Ja ich nie znam, więc jesteś dla mnie najlepsza z nich wszystkich. I oczywiście masz rację, są chwile, kiedy sobie nie radzę. – Lekko się uśmiechnął i odszedł. 

Nie pożegnał się, nie zrobił kompletnie nic poza zniknięciem z trawnika przed moim domem. 

Zaskoczona weszłam do środka, gdzie czekała już moja mama żądna plotek. Kobieto, byłam dorosła, nie musiałam ci się ze wszystkiego tłumaczyć. 

- To ten kolega z pracy? – Uśmiechnęła się szeroko.
- Tak, dlaczego pytasz? – Chyba bardziej oziębła nie potrafiłam być. Gdybym mogła, zamroziłabym ją wzrokiem.
- Niee, nic. – Ponownie się uśmiechnęła, tym razem znad kubka z herbatą, a ja pokręciłam zrezygnowana głową. 

Wdrapałam się na górę po schodach, choć miałam tak mało sił, że najchętniej  położyłabym się na byle którym schodku i po prostu zasnęła. 

Byłam potwornie zmęczona, ale zamiast spać rozmyślałam o tym, co powiedział Ashton. Do czego zmierzał poprzez tę rozmowę? Pewnie chciał, żebym miała mętlik w głowie. 

Wywróciłam jego życie do góry nogami, ale w jaki sposób? Jakie rzeczy w sobie odkrył? Tych pytań było o wiele więcej, ale zajęłoby mi wieczność wymienianie ich. 

Przecież niczego nie dokonałam, nie wynalazłam leku na raka, nie pomogłam wszystkim głodnym i bezdomnym tego świata, dlaczego więc uważał mnie za tak wielka osobę? Czy stałam się dla niego kimś w rodzaju życiowego mentora? Miałam wielką nadzieję, że nie, ponieważ dziwnie bym się z tym czuła.


Czekał mnie bardzo długi dzień w pracy, ponieważ mieliśmy remanent do zrobienia. Zamknęłam sklep, przekręciłam tabliczkę i udałam się w stronę zaplecza. W pomieszczeniu siedzieli Ashton i Diana. Stojąc w progu przyglądałam się ich dwójce, uśmiechnęłam się na ten widok. Wyglądali jak rodzina i jestem pewna, że właśnie tak się czuli w swoim towarzystwie. 

W tamtym momencie zrozumiałam dlaczego Ashton tak bardzo kochał to miejsce. Czuł się tutaj jak w domu, wiedział, że gdzieś na świecie było miejsce, w którym ktoś na niego czekał. Zawsze była to Diana, martwiła się o niego, pomagała, pewnie wspierała w gorszych chwilach, chociaż nigdy o tym nie wspominał. Mogłam się tylko tego domyślać, więc obiecałam samej sobie, że pewnego dnia o to zapytam. 

Jednak od jakiegoś czasu była tam jeszcze jedna osoba, która zawsze czekała na Irwina, kiedy przychodziła wcześniej do pracy. Siedziała i wpatrywała się w witrynę sklepu, wyczekiwała burzy włosów wyłaniającej się zza rogu. Nawet nie odważyłam się pomyśleć, że i ja mogłabym być dla niego kimś pokroju starszej kobiety, którą wręcz ubóstwiał. Nigdy nie byłam dla nikogo taką osobą i nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę. 

- No to co należy do mnie? – Weszłam do środka, ponieważ nie mogłam dłużej marnować czasu na gdybanie.
- Możesz podliczyć tamte płyty. – Ashton pokazał mi kupkę albumów stojących pod beżową, lekko podniszczoną przez czas ścianą. 

Usiadłam na zimnych panelach, ale już po chwili zapomniałam o niemiłym uczuciu chłód, więc zaczęłam liczyć. Im dłużej liczyłam, tym więcej płyt było na kupce stojącej obok mnie. Myślałam, że nigdy tego nie skończę, gdy z pomocą przyszedł mi Irwin. 

Usiadł obok mnie i wziął połowę z płyt przeznaczonych dla mnie. Ziewnęłam, więc zakryłam usta ręką. 

- Może zrobię kawę?
- Chętnie. Tylko obym nie wpadła na jakiegoś przypadkowego chłopaka, który okaże się twoim przyjacielem. 

Oboje wybuchliśmy śmiechem, wtedy też Ashton podniósł się z podłogi. Diana już dawno spała, więc próbowałam nie robić większego hałasu, ponieważ ona i jej mąż mieszkali nad sklepem. 

Ash pojawił się z dwoma kubkami, z których ulatywała mglista para. Postawił nasze napoje na stoliku, żeby troszeczkę przestygły, bo picie wrzątku nie należało do najprzyjemniejszych zajęć. 

- Jakie miałeś dzieciństwo? – Nie potrafiłam wysiedzieć w ciszy zbyt długo, należałam do osób, które musiałby rozmawiać o czymkolwiek.
- Myślę, że było ono naprawdę dobre. Kiedy jest się dzieckiem, inaczej patrzy się na świat.
- Oj tak, kiedy byłam mała, zawsze wyobrażałam sobie, że będę jakimś rozchwytywanym prawnikiem. Nigdy nie pomyślałabym, że będę siedzieć na zimnej podłodze i liczyć płyty.
- Wszystko przed tobą. Ja marzyłem o muzyce, przynajmniej jedno marzenie się spełniło. Wiesz, kiedyś chciałem dostać rower, ale rodzice podarowali mi rolki. Nawet nie wiesz jak wściekły i zawiedziony wtedy byłem. – Opowiadał dalej, ale praktycznie go nie słuchałam.

Wpatrywałam się w jego twarz, w wyraz jaki przybierała, kiedy mówił o dzieciństwie i rodzicach. Widziałam w tym wszystkie emocje. Kiedy opisywał szczegółowy wygląd roweru, o którym marzył, widziałam tego małego chłopca stojącego przed sklepem z dłońmi przyciśniętymi do wystawy. Mogłam zobaczyć ile ten zwykły rower dla niego wtedy znaczył. Potrafiłam dostrzec w nim dziecko, którym kiedyś był, chłopca, który cieszył się prostymi rzeczami przynoszonymi każdego dnia. Na co dzień wydawał się być naprawdę szczęśliwy, choć często nieobecny. Nie wiedziałam, co było tego powodem, ale postanowiłam w to nie wnikać, ponieważ może nie chciał rozmawiać na ten temat. Z czasem i tak miałam się wszystkiego dowiedzieć…

Wiedziałam też, że tęsknił za tym wszystkim, ale na pewno by się do tego nie przyznał. Był dobry w ukrywaniu niechcianych emocji. 

- Emma, żyjesz?
- Słucham?
- Patrzyłaś się na mnie, jakby statek kosmiczny wylądował mi na czole.
- Tak bardzo wczułeś się w opowiadanie o swoim dzieciństwie, że byłam w stanie zobaczyć tego małego chłopca przyglądającego się rowerowi na sklepowej wystawie. 

Nawet kiedy już nie mówił, nie mogłam przestać na niego patrzeć. Lekko podkrążone oczy i uśmiech, który rozgrzewał moje zmarznięte serce. Te dwa cudowne dołeczki, które zawsze śmiały się do mnie wprost z policzków Ashtona. 

- Chcesz swoją kawę? – Nawet nie zauważyłam, kiedy wstał napić się swojego napoju, który z czasem stał się moim uzależnieniem, jak i wpatrywanie się w Ashtona i odkrywanie jego sekretów. 

Jakbym znała je od urodzenia, ale dopiero niedawno dostałam klucz do skrytki w umyśle, gdzie były przechowywane przez długi czas. Może było to zapisane w gwiazdach. Może musiałam wejść do tego sklepu, żeby poznać Irwina. Może jednak to był ten znak. 

- Pewnie, długo nie pociągnę bez wspomagaczy. – Odebrałam od niego ciepły kubek i upiłam łyk kawy.

Strumyk ciepłego napoju rozgrzał moje gardło i lekko pobudził umysł. 

W pewnym momencie wydawało mi się, że przysnęłam z głową na ramieniu Ashtona, co okazało się prawdą, bo usłyszałam cichy chichot. Otworzyłam oczy, ale jedyne co widziałam, to głębokie, orzechowe spojrzenie. Irwin pomógł mi wstać, po czym stwierdził, że dokończy to sam. 

Okazało się, że Diana kazała zainstalować łóżko w pomieszczeniu obok, bo Ashton często zostawał na noc. 

- Prześpij się chociaż z godzinkę.
- Nie, nie będziesz robić tego sam.
- Zasypianie na moim ramieniu w niczym mi nie pomoże, Emma. Poradzę sobie, idź spać. 

Siłą wepchnął mnie do łóżka, a potem starannie zakrył. 

- Wiesz, taka ochrona przed potworami. – Roześmiałam się głośno, chłopak tylko położył palec na moich ustach.
- Cicho, głupia, bo wszystkich obudzisz. – Sam się śmiał, ale był w stanie to kontrolować, ja byłam zbyt zmęczona na cokolwiek.
- Ashton, teraz to ja nie zasnę.
- Połóż tę swoją mądrą głowę na poduszce i zaśniesz od razu. 

Zrobiłam to i jak za przyłożeniem magicznej różdżki, zasnęłam. 


******
Cześć! Nie będę się dużo rozpisywać, bo po co? Dziękuję wszystkim, którzy to czytają. Szczęśliwego nowego roku, no i bawcie się dobrze jutro! xx

piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 9.



- Przecież oddałem ci pieniądze.
- Nie o to chodzi, idioto. Poza tym to były pieniądze twojej siostry i nie powinienem ich przyjmować.
- Czego chcesz? Przecież nie mam żadnych zaległości z pracą.
- Jeśli piśniesz jej słówko, czym tak naprawdę się zajmuję, policzymy się inaczej. – Wyjąłem pistolet zza pasa i przytknąłem chłopakowi do brzucha.
- Nic jej nie powiem, ale jeżeli coś jej zrobisz, to mnie popamiętasz, Irwin.
- Uważaj komu grozisz. Dla twojej wiadomości, nie skrzywdziłbym jej. – Właśnie w tamtym momencie usłyszałem jej głos, nie mogłem się odwrócić, bo bałem się, że mnie rozpozna.
- Pamiętaj, jeśli piśniesz choć słówko, już po tobie. – Zagroziłem mu ostatni raz i uciekłem. 

Dlaczego ta dziewczyna pojawiała się zawsze w nieodpowiednim momencie?
To ja stałem na trawniku przed jej domem, ale nie podejrzewałem, że wybierze się na zakupy i wróci z nich w takiej chwili. 

*******

- Jason,  nic ci nie jest?
- Nie, odejdź.
- Ten facet miał broń, o co chodzi?
- Nie interesuj się. Nie chcę, żebyś i ty miała kłopoty, po prostu idź do domu.
- Powiedz o co chodzi, spróbuję ci pomów.
- Nie możesz mi pomóc, już na to za późno. 

Wściekła poszłam po zakupy, oczywiście wszystkie jajka się zbiły, więc pobiegłam do sklepu po nowe. 

Byłam strasznie rozdrażniona, kiedy wróciłam do domu, więc podałam mamie zakupy i bez słowa poszłam do swojego pokoju. 

Położyłam się na łóżku i patrzyłam na sufit biały jak śnieg. Nie mogłam poukładać myśli. Broń, Jason, jakiś mężczyzna, który mu groził. Przekręcałam się z boku na bok, ale nie mogłam zasnąć, wiedząc, że mój brat miał tak poważne problemy. Najgorsze było jednak to, że niczego mi nie powiedział. W takim przypadku nie mogłam mu pomóc, zadzwoniłabym na policję i co? I nic, ponieważ nie miałam zielonego pojęcia kim był tamten facet, czego chciał i w co się wpakował Jason. 

W środku nocy wygrzebałam się z łóżka i krążyłam po pokoju, kilka minut później z powrotem leżałam pod kołdrą i próbowałam zasnąć. Sen przyszedł, kiedy zaczynało świtać. Obudziłam się strasznie późno, byłam już spóźniona, więc wyskoczyłam z łóżka jak oparzona, szybko się ubrałam i zbiegłam na dół. Założyłam buty, pożegnałam się z rodzicami i pobiegłam na przystanek autobusowy. Pogoda był piękna, ale nie miałam czasu się nią cieszyć i podziwiać widoków. Spóźniłam się również na autobus, więc postanowiłam iść na piechotę. W drodze d sklepu zaszłam do kawiarni po kawę, by móc funkcjonować przez resztę tamtego dnia. Kiedy już prawie biegłam z gorącym kubkiem w dłoni, zadzwonił mój telefon. Opuściłam wzrok i nie przerywając biegu zaczęłam grzebać w torebce szukając telefonu. Nie było to jednak najlepszym pomysłem, ponieważ nie wiedziałam, gdzie podążałam. Nagle z czymś się zderzyłam, a gorąca kawa wylądowała na moim sweterku. Była gorąca jak diabli, ale opanowałam się i nie powiedziałam ani jednego brzydkiego słowa.

Podniosłam wzrok i ujrzałam chłopaka, który patrzył na mnie z troską. Ja na jego miejscu byłabym wściekła i najprawdopodobniej wyrwałabym mu serce z piersi. 

- Nic ci nie jest? 

Nie odpowiedziałam, ponieważ zapatrzyłam się w jego niebieskie oczy. 

- Halo, żyjesz? – Potrząsnął moim ramieniem.
- Tak, tak, wszystko ok, sweter do prania i chyba mam lekkie poparzenie, ale już po fakcie.
- Wybacz, nie patrzyłem gdzie idę.
- To raczej ja nie patrzyłam, i to ja powinnam przepraszać. Na szczęście nie oberwałeś kawą.
- Spieszysz się gdzieś?
- Nie, po prostu lubię biegać z gorącą kawą. Tak, idę do pracy, wprawdzie to już jestem spóźniona. Jeszcze raz przepraszam! 

Pomachał mi na odchodne. 

To było naprawdę dziwne, jeszcze kilka razy się za nim obracałam. Czyżbym zauroczyła się w chłopaku, którego widziałam pierwszy raz w życiu? Nie przeczę, był przystojny, ale to całkowicie nie w moim stylu, poza tym nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Dodatkowo sytuacja ta była rodem jak z jakiegoś opowiadania lub serialu dla nastolatków. Wpadam na kolesia, wylewam kawę i bum, wielka miłość. Kto to wszystko wymyślał… 

Weszłam do sklepu morka i zmęczona.

- Co się stało? – Ashton o mało nie spadł z krzesła, kiedy mnie zobaczył.
- Zaspałam, potem wpadłam na jakiegoś kolesia i wylałam całą kawę. Teraz będę musiała siedzieć w mokrym swetrze, cudownie. – Wzniosłam ręce do nieba.
- Mam zapasową koszulkę na zapleczu, mogę ci pożyczyć.
- Uratujesz mi tym skórę, dosłownie. 

Dostałam t-shirt od Asha i poszłam do łazienki się przebrać. Ubrałam koszulkę z tarczą Kapitana Ameryki i wróciłam do sklepu. 

- Fajnie wyglądasz.
- Nie kpij ze mnie, Ashton. Ta koszulka jest milion razy za duża.
- Mówię poważnie. – Podniósł ręce do góry i poszedł zrobić sobie kawę. Ja miałam dość tego napoju do końca dnia. Otworzyłam drzwi od sklepu i usiadłam za ladą, czyli jak zawsze.

Ludzie przychodzili i wychodzili, a ja myślałam o chłopaku, na którego wpadłam rano. Byłam ciekawa, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę. Emma, co ci odbiło…

- A ty co taka zamyślona? – Ashton puknął mnie w ramie, ale musiał zrobić to jeszcze raz, bym naprawdę go zauważyła.
- Co?
- Zakochałaś się, czy co?
- Skąd taki wniosek?
- Bo patrzysz przed siebie i wzdychasz? – Wzruszył ramionami i zrobił dziwną minę.
- Nie wzdychałam,  nie kłam! – Zaśmiałam się nerwowo, bo nie wiedziałam czy było tak naprawdę.
- No ok, ale ciągle patrzysz się w jeden punkt.
- Zamyśliłam się, to wszystko.
- Domyśliłem się. – Burknął i poszedł na wystawę poprawić kilka rzeczy. Patrzyłam na każdy jego ruch, bo nie miałam nic lepszego do roboty. 

Przyglądałam się, jak przekładał płyty, a jego mięśnie lekko się napinały. Oglądałam poszczególne tatuaże chłopaka, kiedy się odezwał. 

- O, nie – popatrzył przez okno i złapał się za głowę. – Emma przygotuj się na trzech idiotów, ponieważ moi kumple właśnie tu idą.
- W końcu ich poznam! – Ucieszyłam się na samą myśl.

Do sklepu weszło ze śmiechem trzech chłopaków. Ashton lekko się skrzywił, ale od razu się z nimi przywitał. Widziałam tylko dwóch, ponieważ ostatni z nich był zbyt daleko.

- Michael – chłopak miał zielone włosy.
- Emma, fajne włosy. – Od razu szerzej się uśmiechnął.
- Calum. – Chłopak wyglądał trochę jak Azjata, ale wolałam nic nie mówić, uścisnęłam tylko jego dłoń. 

Kiedy brunet się odsunął, a ja podnosiłam wzrok, by zobaczyć ostatniego przyjaciela 
Ashtona, usłyszałam JEGO głoś. 

- Luke. – Uśmiechał się, ale kiedy całkowicie podniosłam głowę, był zaskoczony.
- My się chyba znamy – zaśmiałam się i lekko zarumieniłam, bo czułam moje płonące policzki.
- Widzę, że sytuacja opanowana. – Pokazał na koszulkę.
- Tylko dlatego, że Ashton miał zapasową bluzkę.

********

- To wy się znacie? – Podszedłem do nich, ponieważ nie podobał mi się sposób w jaki Emma patrzyła na Luke’a.
- To właśnie na niego wpadłam dzisiaj rano. – Dziewczyna lekko zmieszana całą tą sytuacją spojrzała na Hemmingsa, a on się do niej uśmiechnął. 

Zdenerwowany odszedłem na bok do Michaela i Caluma, którzy oglądali gitary. 

- Fajna ta twoja Emma.
- Nie jest moja. – Warknąłem.
- Ok, spokojnie, rozumiem, to tylko przyjaciółka. 
- I nikt więcej. – Dodałem i miałem nadzieję, że nie będą dłużej drążyć tego tematu. 

Patrzyłem jak Emma i Luke ze sobą flirtowali i szlag mnie trafiał. W tamtym momencie już naprawdę wiedziałem, że przepadłem. Jeśli tak dalej pójdzie, będę zmuszony zapomnieć o dziewczynie. Przecież jeśli coś się między nimi wydarzy, nie będę wchodzić im w drogę. Przywykłem do godzenia się z rzeczami, które mi się nie podobały i w żaden sposób mi nie odpowiadały. Było to częścią mojego życia.

Evans obsługiwała klientów, a kiedy nikogo nie było, rozmawiała z Luke’iem. O czym ona mogła z nim rozmawiać? Nie powinienem taki być, ale złość i zazdrość przyćmiły mi zdrowy rozsądek, ponieważ na mnie nigdy tak nie patrzyła. 

- Może zaprosisz dzisiaj Emmę do nas i pokażemy jej, jak gramy? – Michael szturchnął mnie ramieniem. – Fajna z niej dziewczyna. – Uśmiechnął się, puścił oczko i poszedł do Caluma. 

Chyba zauważył, że ciągle się na nią gapiłem. 

Chłopcy w końcu opuścili sklep. Nie chciałem, żeby przychodziła ze względu na Luke’a, ale nie mogłem tego zrobić, więc zapytałem dziewczynę. 

- Masz jakieś plany po pracy? – Położyłem dłonie na ladzie, a wzrok utkwiłem w jej oczach.
- Nie, a czemu pytasz? – Nie zauważyłem w jej spojrzeniu żadnej zmiany. Jakbym pytał, co chce na obiad.
- Chłopaki chcieli, żebyś wpadła i posłuchała, jak gramy. Co ty na to?
- O, naprawdę? Bardzo chętnie. – Szeroko się uśmiechnęła i wróciła do wertowania książki.

Przynajmniej się zgodziła, a to już jakiś krok naprzód. Może jednak wszystko ułoży się po mojej myśli… kiedyś. Po zamknięciu poszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do mnie. Moi przyjaciele siedzieli w garażu, więc tam się udaliśmy. 

- Czuj się jak u siebie. – Usiadłem za perkusją i podrzuciłem jedną pałeczkę. Chłopaki zajęli swoje miejsca i mogliśmy zaczynać. 

Uśmiechnęła się do Luke’a. Nie mogłem się zdekoncentrować, więc już na nią nie patrzyłem. Do czasu, aż w połowie piosenki zauważyłem, że patrzyła tylko na mojego przyjaciela, jakby nikogo innego nie było w pomieszczeniu. Dlaczego mi to robiła? Chyba naprawdę traktowała mnie jak przyjaciela, któremu mogła wszystko powiedzieć, wypłakać się, ale nic więcej. 

Kiedy spotyka się taką dziewczynę jaką była Emma, świat nagle staje się jaśniejszy. Nie myślisz o kłopotach, chcesz z nią spędzać cały swój czas, a najważniejsze staje się jej dobro. Grałem twardego, bo musiałem, ale czasami, gdzieś głęboko w środku byłem kruchy jak najlepsza chińska porcelana. 

Skończyliśmy utwór, Luke od razu usiadł koło mojej przyjaciółki i zaczął ją zagadywać. Odłożyłem pałeczki i wyszedłem z garażu kierując się na schody prowadzące do domu. Usiadłem w salonie i bezczynnie patrzyłem się na zdjęcia stojące nad kominkiem. W tamtym momencie poczułem się bardziej samotny niż naprawdę byłem. 


**** 
Cześć wszystkim, jak tam święta minęły? Mam nadzieję, że dobrze.
Jak zawsze liczę na to, iż wam się spodoba i za bardzo nie zepsułam tego rozdziału. 
Do następnego xx