Rozmawiałam z Luke’iem, kiedy zauważyłam, że Ashton gdzieś
zniknął. Tamtego dnia rzadko go gdziekolwiek widziałam, może dlatego, że całą moją
uwagę skupił na sobie Hemmings.
- Gdzie Ashton? – Rozejrzałam się po pomieszczeniu. – Mam do
niego jedno pytanie.
- Idź na górę i zajrzyj do kuchni, może tam siedzi i coś je.
– Michael pokazał mi kciuka w górę, więc zrobiłam to, co powiedział.
Wdrapałam się po schodach do przedpokoju i weszłam do kuchni
nawet nie wiedząc, jak tam trafiłam. Nikogo nie zastałam. Wyszłam i po prostu
szłam przed siebie, ponieważ pierwszy raz byłam w domu Ashtona, który był dosyć
spory w porównaniu do mojego. Dlaczego ja wszystko porównywałam? Najpierw
samochód, teraz dom…
Zauważyłam chłopaka w salonie, więc usiadłam obok niego na
kanapie.
- Dlaczego siedzisz tutaj sam?
- Musiałem trochę odetchnąć. – Spojrzał na mnie, ale jego
wzrok był pełen smutku.
- Chodź do nas. – Wstałam i się uśmiechnęłam, po czym
podeszłam do kominka i spojrzałam na zdjęcia w ramkach. – Twoi rodzice, prawda?
- Tak. – Blado się uśmiechnął.
- Gdzie teraz są? W pracy? – Pokiwał przecząco głową. –
Wyszli na zakupy? – No i znowu zaprzeczenie.
- Emma, oni nie żyją. Jakieś półtora roku temu zginęli w
wypadku samochodowym.
Zamarłam. Jak mogłam strzelić takie głupstwo. W pierwszej
chwili chciałam zapaść się pod ziemię.
- Przepraszam. – Spuściłam głowę i z zażenowaniem patrzyłam
na moje trampki.
- Nie masz za co, skąd mogłaś wiedzieć.
- Jestem zbyt ciekawska. Chciałabym wszystko wiedzieć.
Przepraszam, tak mi przykro.
Podeszłam do Irwina, ukucnęłam przed nim i go przytuliłam,
bo nie mogłam tego nie zrobić. W jednej chwili poczułam się niewyobrażalnie
smutno, a było to wyłącznie moją zasługą. Chłopak położył dłonie na moich
plecach i mocno do siebie przycisnął.
- Może chodźmy do reszty. – Powiedziałam do jego ucha,
pokiwał głową i zeszliśmy na dół.
Zeszliśmy na dół, a chłopcy powitali nas radosnym okrzykiem.
Ashton od razu usiadł na fotel i zaczął rozmawiać o czymś z Calumem, ja
natomiast zajęłam swoje poprzednie miejsce obok Luke’a. Wszystko wydawało się
być w porządku, ale przyszedł na mnie czas, więc wzięłam swoje rzeczy i udałam
się w kierunku wyjścia.
- Poczekaj, przecież nie będziesz wracać sama o tej
godzinie. – Ashton złapał mnie za przedramię wymuszającym tym na mnie, abym
poczekała. Wziął dżinsową kurtkę, którą narzucił na ramiona. – Odprowadzę cię.
- Nie musisz się fatygować, poradzę sobie. – Nie chciałam go
ciągnąć przez pół miasta, ale nie mogłam go powstrzymać, ponieważ chłopak już
zdecydował. Położył dłonie na moich plecach i lekko popchnął w kierunku
wyjścia.
- No raz, raz, dłużej nie będę taki miły. Wezmę cię na plecy
i zaniosę, choćbyś nie wiem jak protestowała.
Zaśmiał się głośno i opuściliśmy garaż, w którym radośnie
pożegnali mnie chłopcy. Owinęłam się bluzą, którą pożyczył mi Irwin, po czym
skrzyżowałam ręce pod piersiami, żeby było mi odrobinę cieplej. Nie było zbyt
zimno, ale pierwsze wrażenie nie należało do najmilszych.
- Ashton, ja jeszcze raz przepraszam. – Spojrzałam na
szatyna idącego koło mnie.
- Za co? – Nie odrywał wzroku od chodnika. Był na mnie zły?
- Za twoich rodziców.
- Emma, już wszystko wyjaśniliśmy. Skąd miałaś wiedzieć,
wszystko gra.
- Nie wydaje mi się.
- Uważasz, że wiesz o mnie wszystko? – Zatrzymał się tak
gwałtownie, że prawie weszłam na słup telegraficzny.
- Według mnie tylko udajesz, że sobie z tym radzisz. Tak
naprawdę, gdzieś w środku nadal nie możesz w to uwierzyć. Każdego dnia czekasz
aż nagle wejdą do domu, aż w końcu wrócą z jakiejś długiej podróży.
Nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Stałam tam i po prostu
na niego patrzyłam, pożerałam wzrokiem jego kręcone włosy obwiązane bandanką.
Było w nim coś tajemniczego, może nawet coś odrobinę niebezpiecznego, ale wtedy
jeszcze nie wiedziałam, jak mroczny skrywał sekret.
Niespodziewanie odwrócił się w moją stronę, złapał za
ramiona i mną potrząsnął.
- Kim ty do cholery jesteś, żeby wywracać moje życie do góry
nogami?
- Przepraszam, ja…
- Nie przepraszaj, rzygam już tym słowem. – Zamilkł na
chwilę i zamknął oczy, po kilku sekundach jego głębokie, orzechowe spojrzenie
było utkwione w mojej drżącej osobie. – Pojawiasz się, rozmawiamy,
zaprzyjaźniamy się, a ja nagle odkrywam w sobie rzeczy, o których wcześniej nie
miałem bladego pojęcia. Jak ty to robisz… Znasz człowieka, o którym tak naprawdę nie masz zielonego pojęcia.
Nie wiedziałam co mu odpowiedź, zaś on nadal zaciskał swoje
dłonie na moich ramionach, co z każdą kolejną sekundą robiło się trochę męczące
i niezręczne.
- Czasami stawiam się na miejscu tych osób, ale oczywiście
nie zawsze skutkuje. – Wzruszyłam ramionami dając mu tym samym znak, by zabrał
swoje ręce.
Nie wiedziałam, że to wszystko tak na niego wpłynie.
Przecież tylko z nim rozmawiałam i starałam się być jak najlepszą przyjaciółką.
Od zawsze byłam osobą, która lubiła słuchać, może dlatego tyle wiedziałam i
tyle potrafiłam sobie dopowiedzieć. Byłam też dobrym obserwatorem.
- Nigdy do końca cię nie zrozumiem. – Westchnął i poszliśmy
dalej. Przez to wszystko czułam się trochę dziwnie idąc w jego towarzystwie.
Kiedy byliśmy pod moim domem, a ja ruszyłam w kierunku
drzwi, zatrzymał mnie.
- Nie miej mnie za jakiegoś durnia, ale czasami jesteś dla
mnie za mądra i nie wiem, jak taka osoba może lubić spędzać czas z takim
człowiekiem jak ja.
- Mówisz tak, jakbym była lepsza od ciebie. – Miałam wiele
wątpliwości, ale podeszłam do Ashtona.
- Bo taka jest prawda, nie wiesz jak bardzo zły jestem.
- Nikt nie jest gorszy ani lepszy. Czasami podejmujemy złe
decyzje, to wszystko. Chociaż, jakby spojrzeć na to inaczej, każda decyzja jest
w jakiś sposób zła. Czego byśmy nie zrobili, zawsze znajdzie się ktoś, komu
będzie to przeszkadzać, lub po latach znajdziemy inne, lepsze wyjście z
sytuacji. Niemniej jednak, nie ma ludzi lepszych i gorszych, są tylko wybory,
których dokonujemy. Jest też sposób z jakim powstajemy po każdej porażce.
- Mówiłem już, że jesteś najmądrzejszą osobą jaką znam?
- Ashton, jest mnóstwo ludzi mądrzejszych ode mnie, nie
rozśmieszaj mnie. – Klepnęłam go w ramię, bo nie powiem, zrobiło mi się miło,
ale jednocześnie bardzo głupio i lada moment zrobiłabym się cała czerwona.
- Ja ich nie znam, więc jesteś dla mnie najlepsza z nich
wszystkich. I oczywiście masz rację, są chwile, kiedy sobie nie radzę. – Lekko
się uśmiechnął i odszedł.
Nie pożegnał się, nie zrobił kompletnie nic poza zniknięciem
z trawnika przed moim domem.
Zaskoczona weszłam do środka, gdzie czekała już moja mama
żądna plotek. Kobieto, byłam dorosła, nie musiałam ci się ze wszystkiego
tłumaczyć.
- To ten kolega z pracy? – Uśmiechnęła się szeroko.
- Tak, dlaczego pytasz? – Chyba bardziej oziębła nie
potrafiłam być. Gdybym mogła, zamroziłabym ją wzrokiem.
- Niee, nic. – Ponownie się uśmiechnęła, tym razem znad
kubka z herbatą, a ja pokręciłam zrezygnowana głową.
Wdrapałam się na górę po schodach, choć miałam tak mało sił,
że najchętniej położyłabym się na byle
którym schodku i po prostu zasnęła.
Byłam potwornie zmęczona, ale zamiast spać rozmyślałam o
tym, co powiedział Ashton. Do czego zmierzał poprzez tę rozmowę? Pewnie chciał,
żebym miała mętlik w głowie.
Wywróciłam jego życie do góry nogami, ale w jaki
sposób? Jakie rzeczy w sobie odkrył? Tych pytań było o wiele więcej, ale
zajęłoby mi wieczność wymienianie ich.
Przecież niczego nie dokonałam, nie wynalazłam leku na raka,
nie pomogłam wszystkim głodnym i bezdomnym tego świata, dlaczego więc uważał
mnie za tak wielka osobę? Czy stałam się dla niego kimś w rodzaju życiowego
mentora? Miałam wielką nadzieję, że nie, ponieważ dziwnie bym się z tym czuła.
Czekał mnie bardzo długi dzień w pracy, ponieważ mieliśmy
remanent do zrobienia. Zamknęłam sklep, przekręciłam tabliczkę i udałam się w
stronę zaplecza. W pomieszczeniu siedzieli Ashton i Diana. Stojąc w progu
przyglądałam się ich dwójce, uśmiechnęłam się na ten widok. Wyglądali jak
rodzina i jestem pewna, że właśnie tak się czuli w swoim towarzystwie.
W tamtym momencie zrozumiałam dlaczego Ashton tak bardzo
kochał to miejsce. Czuł się tutaj jak w domu, wiedział, że gdzieś na świecie
było miejsce, w którym ktoś na niego czekał. Zawsze była to Diana, martwiła się
o niego, pomagała, pewnie wspierała w gorszych chwilach, chociaż nigdy o tym
nie wspominał. Mogłam się tylko tego domyślać, więc obiecałam samej sobie, że
pewnego dnia o to zapytam.
Jednak od jakiegoś czasu była tam jeszcze jedna osoba, która
zawsze czekała na Irwina, kiedy przychodziła wcześniej do pracy. Siedziała i
wpatrywała się w witrynę sklepu, wyczekiwała burzy włosów wyłaniającej się zza
rogu. Nawet nie odważyłam się pomyśleć, że i ja mogłabym być dla niego kimś
pokroju starszej kobiety, którą wręcz ubóstwiał. Nigdy nie byłam dla nikogo
taką osobą i nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę.
- No to co należy do mnie? – Weszłam do środka, ponieważ nie
mogłam dłużej marnować czasu na gdybanie.
- Możesz podliczyć tamte płyty. – Ashton pokazał mi kupkę
albumów stojących pod beżową, lekko podniszczoną przez czas ścianą.
Usiadłam na zimnych panelach, ale już po chwili zapomniałam
o niemiłym uczuciu chłód, więc zaczęłam liczyć. Im dłużej liczyłam, tym więcej
płyt było na kupce stojącej obok mnie. Myślałam, że nigdy tego nie skończę, gdy
z pomocą przyszedł mi Irwin.
Usiadł obok mnie i wziął połowę z płyt przeznaczonych dla
mnie. Ziewnęłam, więc zakryłam usta ręką.
- Może zrobię kawę?
- Chętnie. Tylko obym nie wpadła na jakiegoś przypadkowego
chłopaka, który okaże się twoim przyjacielem.
Oboje wybuchliśmy śmiechem, wtedy też Ashton podniósł się z
podłogi. Diana już dawno spała, więc próbowałam nie robić większego hałasu,
ponieważ ona i jej mąż mieszkali nad sklepem.
Ash pojawił się z dwoma kubkami, z których ulatywała mglista
para. Postawił nasze napoje na stoliku, żeby troszeczkę przestygły, bo picie
wrzątku nie należało do najprzyjemniejszych zajęć.
- Jakie miałeś dzieciństwo? – Nie potrafiłam wysiedzieć w
ciszy zbyt długo, należałam do osób, które musiałby rozmawiać o czymkolwiek.
- Myślę, że było ono naprawdę dobre. Kiedy jest się
dzieckiem, inaczej patrzy się na świat.
- Oj tak, kiedy byłam mała, zawsze wyobrażałam sobie, że
będę jakimś rozchwytywanym prawnikiem. Nigdy nie pomyślałabym, że będę siedzieć
na zimnej podłodze i liczyć płyty.
- Wszystko przed tobą. Ja marzyłem o muzyce, przynajmniej
jedno marzenie się spełniło. Wiesz, kiedyś chciałem dostać rower, ale rodzice
podarowali mi rolki. Nawet nie wiesz jak wściekły i zawiedziony wtedy byłem. –
Opowiadał dalej, ale praktycznie go nie słuchałam.
Wpatrywałam się w jego twarz, w wyraz jaki przybierała,
kiedy mówił o dzieciństwie i rodzicach. Widziałam w tym wszystkie emocje. Kiedy
opisywał szczegółowy wygląd roweru, o którym marzył, widziałam tego małego
chłopca stojącego przed sklepem z dłońmi przyciśniętymi do wystawy. Mogłam
zobaczyć ile ten zwykły rower dla niego wtedy znaczył. Potrafiłam dostrzec w
nim dziecko, którym kiedyś był, chłopca, który cieszył się prostymi rzeczami przynoszonymi
każdego dnia. Na co dzień wydawał się być naprawdę szczęśliwy, choć często
nieobecny. Nie wiedziałam, co było tego powodem, ale postanowiłam w to nie
wnikać, ponieważ może nie chciał rozmawiać na ten temat. Z czasem i tak miałam
się wszystkiego dowiedzieć…
Wiedziałam też, że tęsknił za tym wszystkim, ale na pewno by
się do tego nie przyznał. Był dobry w ukrywaniu niechcianych emocji.
- Emma, żyjesz?
- Słucham?
- Patrzyłaś się na mnie, jakby statek kosmiczny wylądował mi
na czole.
- Tak bardzo wczułeś się w opowiadanie o swoim dzieciństwie,
że byłam w stanie zobaczyć tego małego chłopca przyglądającego się rowerowi na
sklepowej wystawie.
Nawet kiedy już nie mówił, nie mogłam przestać na niego
patrzeć. Lekko podkrążone oczy i uśmiech, który rozgrzewał moje zmarznięte
serce. Te dwa cudowne dołeczki, które zawsze śmiały się do mnie wprost z
policzków Ashtona.
- Chcesz swoją kawę? – Nawet nie zauważyłam, kiedy wstał
napić się swojego napoju, który z czasem stał się moim uzależnieniem, jak i
wpatrywanie się w Ashtona i odkrywanie jego sekretów.
Jakbym znała je od urodzenia, ale dopiero niedawno dostałam
klucz do skrytki w umyśle, gdzie były przechowywane przez długi czas. Może było
to zapisane w gwiazdach. Może musiałam wejść do tego sklepu, żeby poznać
Irwina. Może jednak to był ten znak.
- Pewnie, długo nie pociągnę bez wspomagaczy. – Odebrałam od
niego ciepły kubek i upiłam łyk kawy.
Strumyk ciepłego napoju rozgrzał moje gardło i lekko
pobudził umysł.
W pewnym momencie wydawało mi się, że przysnęłam z głową na
ramieniu Ashtona, co okazało się prawdą, bo usłyszałam cichy chichot.
Otworzyłam oczy, ale jedyne co widziałam, to głębokie, orzechowe spojrzenie.
Irwin pomógł mi wstać, po czym stwierdził, że dokończy to sam.
Okazało się, że Diana kazała zainstalować łóżko w
pomieszczeniu obok, bo Ashton często zostawał na noc.
- Prześpij się chociaż z godzinkę.
- Nie, nie będziesz robić tego sam.
- Zasypianie na moim ramieniu w niczym mi nie pomoże, Emma.
Poradzę sobie, idź spać.
Siłą wepchnął mnie do łóżka, a potem starannie zakrył.
- Wiesz, taka ochrona przed potworami. – Roześmiałam się
głośno, chłopak tylko położył palec na moich ustach.
- Cicho, głupia, bo wszystkich obudzisz. – Sam się śmiał,
ale był w stanie to kontrolować, ja byłam zbyt zmęczona na cokolwiek.
- Ashton, teraz to ja nie zasnę.
- Połóż tę swoją mądrą głowę na poduszce i zaśniesz od razu.
Zrobiłam to i jak za przyłożeniem magicznej różdżki,
zasnęłam.
******
Cześć! Nie będę się dużo rozpisywać, bo po co? Dziękuję wszystkim, którzy to czytają. Szczęśliwego nowego roku, no i bawcie się dobrze jutro! xx