czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 11.



Wiedziałem, że zaśnie jak dziecko. Spojrzałem ostatni raz na śpiącą dziewczynę i wróciłem do pracy. Nie chciałem jej budzić, więc zrobiłem wszystko sam, a kiedy skończyłem robotę, zdrzemnąłem się na krześle. Był sobotni ranek, w weekendy w sklepie siedzieli Diana i jej mąż-Frank, więc nie przejmowałem się pracą. Od spania na twardym krześle bolały mnie plecy, ale musiałem odwieźć Emmę do domu, więc udawałem, że czułem się jak młody bóg, chociaż pewnie tak nie wyglądałem. 

- Ej, śpiąca królewno, wstajemy. – Potrząsnąłem jej ramieniem, więc dziewczyna odwróciła się w moją stronę.
- Która godzina?
- Chodź, odwiozę cię do domu.
- Przecież miałam się tylko zdrzemnąć. Dlaczego mnie nie obudziłeś?
- Nie miałem serca tego robić.
- Boże, Ashton. – Pokręciła głowa i wygrzebała się spod kołdry, lekko się wzdrygnęła i ubrała buty, po czym wyszliśmy tylnym wyjściem. 

Usiadłem na swoim miejscu i ziewnąłem. 

- Mówiłam, żebyś mnie obudził.
- Nic wielkiego się nie stało.

Dziewczyna chyba się na mnie obraziła, ale nie brałem tego do siebie. Odstawiłem ją do domu i udałem się do swojego mieszkania. Jedyną rzeczą, o której wtedy marzyłem było moje łóżko. Jeśli ktoś śmiał mi przeszkodzić, zabiłbym go na miejscu. 

Zamknąłem się w swoim pokoju i już miałem kłaść głowę na poduszce, kiedy po domu rozniósł się drażniący dźwięk dzwonka. Kto to do kurwy nędzy mógł być? Wściekły zszedłem ze schodów, po czym zamaszystym ruchem otworzyłem drzwi wejściowe i zobaczyłem przed sobą Jasona. Myślałem, że zabiję tego gnojka. 

- Czego chcesz o tej porze? – Warknąłem na chłopaka, który lekko się skrzywił. Nie mogłem uwierzyć, że on i Emma byli rodzeństwem, ten koleś był głupi jak but.
- Przyszedłem po zlecenia.
- Nie mogłeś przyjść z tym później? Chodź. – Poszedłem w głąb domu po jego zlecenia i po chwili wróciłem.
- Trzymaj i się zmywaj. 

Zniknął w mgnieniu oka, a ja w końcu mogłem się wyspać. 

***

Byłam zdenerwowana na Ashtona, ponieważ nie chciałam, żeby wszystko zrobił sam. Nie lubiłam, kiedy ktoś wykonywał moją pracę za mnie, kiedy mogłam to zrobić. 

Przespałam się jeszcze kilka godzin, a potem zeszłam na dół pomóc mamie w porządkach. Odkurzyłam salon, później zajęłam się garażem, w którym ledwo mieścił się samochód, ponieważ całe pomieszczenie było zawalone jakimiś starymi przedmiotami. Narzekali, że nie mieli pieniędzy, dlaczego w takim razie nie mogli sprzedać kilku rzeczy? Z tego co zdążyłam zauważyć, kiedy zamiatałam podłogę, było tam kilka naprawdę ciekawych pozycji, na które na pewno znalazłoby się kupca. Jednak moi rodzice twierdzili, że te wszystkie rzeczy, a raczej w większości śmieci miały wartość sentymentalną. No dobrze, mogłam się zgodzić, ponieważ sama miałam takie przedmioty, których nie oddałabym w życiu za żadną cenę. 

Z bólem pleców wróciłam do domu i usiadłam na kanapie w salonie. Włączyłam telewizor, bo chciałam chwilę odpocząć. Zdążyłam tylko zobaczyć czołówkę programu, kiedy mama wymyśliła dla mnie kolejne zadanie. Musiała umyć okna u siebie w pokoju, później stwierdziła, że u Jasona też mogę to zrobić.

- Dlaczego mam myć jego okna? – Byłam oburzona, bo mój brat nie robił kompletnie nic, w sumie to się nie dziwię, skoro nie miał żadnych obowiązków.
- Nie możesz zrobić tego dla swojego brata?
- Dzisiaj? Nie. – Nie miałam ochoty się z nią kłócić, więc poszłam po płyn i szmatę i zniknęłam w swoim pokoju. 

Wyszłam na zewnątrz, spojrzałam na miejsce, gdzie siedziałam z Ashtonem, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy jak ludzie. Utrzymałam równowagę na dachu i umyłam okna od zewnętrznej strony. 

Uporawszy się ze wszystkim, weszłam z powrotem do pokoju. Nie miałam zamiaru myć okien w pokoju Jasona, ponieważ nie było to moim obowiązkiem. Zeszłam na dół, by zobaczyć, czy był już jakiś obiad.

- Umyłaś już okna?
- Tak, ale tylko u siebie.
- Zadzwoń do niego i zapytaj, gdzie jest, bo niedługo będzie obiad.

Zrobiłam, tak jak kazała, ponieważ nie chciałam jej denerwować lub martwić.

Zatelefonowałam do brata, nie odebrał za pierwszym razem, więc spróbowałam ponownie po kilku minutach. 

Z tego co się dowiedziałam, był w parku, ale nie miał zamiaru wracać. Zdenerwowałam się i wyszłam z domu, żeby go poszukać. Zachowywał się jak mały dzieciak, którego trzeba było pilnować na każdym kroku. 

Trzasnęłam drzwiami udałam się do parku. Nigdzie nie widziałam mojego brata, więc poszłam dalej. Wałęsałam się po terenie zarośniętym drzewami, co było oczywiście pięknym widokiem, ale byłam zbyt zła, żeby się tym rozkoszować i podziwiać piękno natury, jakbym kiedykolwiek miała na to większą ochotę. 

Stanęłam na środku trawnika i zaczęłam się rozglądać za bratem. 

Usłyszałam jakiś szelest, więc odwróciłam się w tamtym kierunku. Zobaczyłam biegnącego Jasona, zatrzymałam go, ale kiedy to zrobiłam coś mu wypadło z rąk, a chłopak szybko zniknął. Nie wiedziałam, co się tak naprawdę przed chwila wydarzyło, dlatego zaczęłam przyglądać się temu, co zgubił mój brat. Były to małe woreczki, a w nich znajdowały się najróżniejsze narkotyki. Zamarłam. Dopiero po chwili zauważyłam dwie pary butów znajdujące się przede mną. 

- Pójdziesz z nami młoda damo.
- Słucham? – Byłam jak w transie, nie wiedziałam, co się wokół mnie działo.

Podniosłam wzrok, w dłoniach nadal trzymałam malutkie woreczki, które zgubił mój brat. Spojrzałam na nie.

- To nie moje. 
- Niestety nikogo innego tutaj nie widzę. Porozmawiamy o tym na komendzie. 

Nie stawiałam żadnego oporu, byłam wystarczająco zszokowana, tym co odkryłam kilka minut temu. Posłusznie wsiadłam do radiowozu i odjechałam z dwoma funkcjonariuszami.
Zaprowadzili mnie na komisariat, gdzie dokładnie przesłuchali. Przecież ja nawet nie wiedziałam jakie to były narkotyki. Na szczęście mi uwierzyli, ponieważ widzieli chłopaka, który przed nimi. Później dowiedziałam się, że nie wypuszczą mnie z aresztu, ponieważ byłam w posiadaniu narkotyków i musiałam odsiedzieć dobę za kratkami. To był jakiś żart, prawda? Kto wymyślał te chore procedury? Moim jedynym ratunkiem był ktoś, kto wpłaciłby kaucję, ale jak było wiadomo, moja rodzina nie miała pieniędzy…

Poprosiłam o jeden telefon, bo musiałam z kimś porozmawiać, powoli zaczynałam wariować. Nie mogłam zadzwonić do rodziców z wiadomych przyczyn, więc pozostał mi tylko Ashton.
Drżącymi palcami wystukałam numer chłopaka i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Łzy napłynęły mi do oczu, bo zdałam sobie sprawę w jak wielkim bagnie siedział mój bart i jak beznadziejnie się zachował zostawiając mnie z tym wszystkim. Kiedy Ash  odebrał, łzy spływały potokami po moich bladych ze strachu policzkach. 

- Ashton, ja nie wiedziałam, gdzie zadzwonić – zanosiłam się płaczem przez co mówiłam bardzo niewyraźnie.
- Emma, ty płaczesz? Boże, co się stało? – Miał lekko zaspany głos, pewnie wyrwałam go ze snu.
- Spałeś?
- Tak, ale to w tej chwili nieważne, co się do cholery dzieje?
- Jestem w areszcie. – Zaniemówiłam, było mi wstyd, nie wiedziałam co mógł sobie wtedy pomyśleć, dodatkowo nie miałam pojęcia w jaki sposób mogłam mu to wszystko wyjaśnić.
- W jakim areszcie, dlaczego? – Był zaskoczony, chyba każdy na jego miejscu by był.
- Mógłbyś tu przyjechać? Wszystko ci wtedy opowiem. Jestem na głównym komisariacie w centrum miasta.
- Za chwilę tam będę. 

Odłożyłam słuchawkę i wróciłam do celi. Łzom lejącym się z moich oczu nie było końca, a ludzie siedzący w tym samym pomieszczeniu dziwnie się na mnie patrzyli. 

- Evans? Jesteś wolna, kaucja została zapłacona.
- Słucham?
- Wychodzisz czy nie? 

Praktycznie wybiegłam z tego okropnego miejsca, po czym przy drzwiach wejściowych wpadłam na Ashtona. Nie myślałam nad tym zbyt długo, więc kiedy tylko go zobaczyłam, wpadłam mu w ramiona i zapłakana mocno się do niego przytuliłam. Szatyn mocno mnie do siebie przyciągnął, był o wiele wyższy ode mnie, więc położył swój podbródek na mojej głowie.

- Emma, co się do cholery stało?
- Wyjdźmy stąd. 

Opuściliśmy budynek i poszliśmy się przejść, nie usiedziałabym w jednym miejscu. 

- Powiesz mi teraz? 

Zatrzymałam się, choć nie mogłam w to wszystko uwierzyć. 

- Mama kazała mi znaleźć Jasona, więc poszłam do parku i tam go znalazłam, a raczej on znalazł mnie. Wpadł na mnie, kiedy przed kimś uciekał. Coś upuścił, ale nie zwracał na to uwagi. Nie wiedziałam co się dzieje, więc zobaczyłam co spadło na ziemię. To były narkotyki, a potem pojawiła się policja. – Mówiłam bez jakiegokolwiek sensu i aż dziwiłam się, że Ashton był w stanie cokolwiek z tego zrozumieć. 
- Słucham?
- Uwierzyli, że nie były moje, ale Ashton, co mój brat może mieć wspólnego z narkotykami. Jakbym miała mało problemów na głowie.
- Emma, nie martw się. – Zatrzymał się i mnie przytulił. Objęłam go i przywarłam do jego ciepłego ciała, poczułam się odrobinę lepiej.
- Boję się o niego… 
 
***

Jason stracił cały towar! Wspaniale… Niech ja go tylko dopadnę. Odwiozłem dziewczynę do domu, nie chciałem zostawiać jej samej w takiej chwili, ale byłem zbyt wściekły, żeby nie dać nic po sobie poznać. 

Wróciłem do domu, wszedłem do salonu i żeby się trochę wyładować przewróciłem jeden z foteli. Niecierpliwiłem się, kiedy czekałem na Jasona, w końcu sprawca całego zamieszania pojawił się u progu mojego salonu. 

- Co ty sobie kurwa wyobrażasz? – Przyparłem go do ściany trzymając za koszulkę. – Nie będę płacić za twoje błędy! Rozumiesz mnie, idioto?
- Nie wiedziałam, że tak wyjdzie.
- A co ty kurwa wiesz! Jak mogłeś zostawić z tym swoją siostrę?!
- Skąd wiesz, że tam była?
- Bo do mnie zadzwoniła, imbecylu! Pewnie nawet się nią nie przejąłeś. – Nie wytrzymałem i uderzyłem go kilka razy w twarz, później pchnąłem nim o ścianę. Podpierał się rękoma o podłogę i próbował podnieść się z kolan. Na panele kapała krew.
- Póki nie odrobisz tego, co straciłeś, będziesz pracować za darmo. A jeśli mnie oszukasz, pogadam z moimi kumplami i już nie będzie tak miło jak dzisiaj. 

Podniosłem go z podłogi i kazałem się wynosić. Zniknął szybciej niż się spodziewałem. Byłem wściekły, ale jednocześnie martwiłem się o Emmę, ona nic nie wiedziała o swoim bracie. Nie wiedziała też nic o moim sekrecie. Okłamałem ją nawet w kwestii śmierci mich rodziców i czułem się z tym, jak skończony idiota, którym byłem. Każdej nocy modliłem się o to, by nigdy się nie dowiedziała, a mnie udało się skończyć z tym syfem raz na zawsze. 

***

Siedziałam na łóżku, na moich kolanach leżała otwarta książka. Nie przeczytałam ani zdania, ponieważ nie mogłam przestać myśleć o tym, co stało się kila godzin temu. Jak to wszystko było możliwe i jak udawało mu się to ukrywać przez tak długi czas? Dlaczego nigdy się choć trochę nie domyśliłam?

Nie dość, że głowę miałam zawaloną myślami o moim bracie, to jeszcze było mi cholernie głupio, że zadzwoniłam cała zapłakana do Ashtona, ale nie miałam wtedy nikogo innego. Ufałam temu chłopakowi, jak nikomu, pewnych rzeczy nie powiedziałabym nawet moim rodzicom, natomiast Irwin dowiedziałby się o nich w pierwszej kolejności. 

Dziwne poczucie winy ciążyło mi na żołądku, więc wzięłam telefon i napisałam wiadomość do przyjaciela. 

„Przepraszam.”

Odłożyłam komórkę na szafkę przy łóżku i zamknęłam oczy. Z całej siły zacisnęłam powieki, jakby miało mi to w jakikolwiek sposób pomóc zapomnieć, wymazać to wydarzenie z pamięci. Niestety nic nie było w stanie mnie od tego uwolnić. Usłyszałam cichą wibrację, obróciłam się i sięgnęłam po telefon. 

„Mówiliśmy już o tym słowie…”

„Możemy dzisiaj pogadać?”

Odpowiedziałam na wiadomość chłopaka, ale tym razem trzymałam komórkę w zaciśniętych dłoniach. Odpisał niemalże natychmiast. 

„Już jadę.”

Odetchnęłam głęboko i postanowiłam wyjść przed dom, żeby nie robić większego zamieszania. Musiałam też jakoś zręcznie uniknąć mamy, bo gdyby zobaczyła, że byłam rozbita na milion skrzących się kawałeczków, od razu zaciągnęłaby mnie do salonu, żeby porozmawiać. Nie chciałam z nią rozmawiać, nie potrafiłam. Chciałam mówić tylko z Ashtonem. Poza tym nie mogłam powiedzieć, czym trudnił się jej syn, bo pękłoby jej serce. 

Wyszłam z domu i usiadłam na pierwszym schodku, po kilku minutach zobaczyłam samochód Ashtona, który zatrzymał się niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Wstałam, otrzepałam spodnie z brudu i ruszyłam w jego kierunku. 

Szatyn wysiadł z samochodu. Idąc w jego stronę o mało się nie rozpłakałam, bo emocje kłębiące się we mnie chciałby odetchnąć świeżym powietrzem. Patrzył jak szybko zmieniam stopy na chodniku, chyba nie spodziewał się, że naprę na niego z taką prędkością i schowam się w jego ramionach cicho szlochając. Nigdy nie byłam taka płaczliwa, ale ta chora sytuacja całkowicie mnie rozbiła. Poznawałam coraz więcej swoich słabych stron, jakby to była jakaś dziwna gra towarzyska. Im więcej odkryjesz, tym będziesz nieszczęśliwsza. 

- Spokojnie, Emma. Chodź, przejdziemy się. 

Odsunął mnie kawałek od siebie trzymając dłonie na moich ramionach, spojrzał w moje zapłakane oczy i uspakajająco się uśmiechnął. Podziałało, poczułam się odrobinę lepiej. Ramię w ramię ruszyliśmy przed siebie. Nie mieliśmy blisko określonego celu podróży, po prostu szliśmy i rozmawialiśmy. 

- Nie wiem co mam teraz zrobić, Ash.
- Nic z tym nie zrobisz, musisz po prostu zapomnieć. – Zatrzymał mnie i zmusił, żebym na niego spojrzała. Jak miałam o tym zapomnieć?
- Ilekroć spojrzę na Jasona, to wszystko wróci – opuściłam głowę, bo nie mogłam znieść jego spojrzenia. Orzechowe oczy wierciły we mnie dziurę, jakby chciały wypalić złe wspomnienia.
- Chociaż spróbuj, jeśli to wróci, przyjdź do mnie. Nie zostawię cię z tym samej. – Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie ściskając przez krótką chwilę, po czym wróciliśmy do marszu. 

Odetchnęłam, powietrze z łatwością przechodziło przez moje nozdrza. Nie zatrzymywało się w połowie drogi, kiedy traciłam oddech ze strachu, po tym co się stało. 

******
Cześć! Jeju, jak ja szybko dodaję te rozdziały, a to wszystko dlatego, że od dawna są napisane. 
Mam nadzieję, że za bardzo was nie zaskoczyłam tym rozdziałem. 
Zapraszam też na moje nowe opowiadanie o Michaelu, które będzie publikowane tylko na wattpadzie. Zapraszam! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz