Rano było jeszcze gorzej. Głowa pękała mi w szwach, mama
wypytywała o każdy, nawet najmniejszy detal. A ja chciałam tylko wrócić do
łóżka i położyć się spać, niestety nie mogłam. Musiałam być tamtego dnia
wcześniej w sklepie, ponieważ Ashton chciał mi coś pokazać. Nie sprzeciwiałam
się, w końcu potrzebowałam tej pracy.
Zawiązałam niedbale trampki i wyszłam z domu. Podjechałam
pod sklep, który był zamknięty, więc czekałam przed drzwiami, aż w końcu
pojawił się Irwin.
- Długo kazałeś na siebie czekać. – Lekko się skrzywiłam.
- Nie przesadzaj – machnął na mnie ręką, otworzył sklep i
weszliśmy do środka.
Zamknęłam za sobą drzwi i podążyłam za chłopakiem, który w
ogóle na mnie nie poczekał. Nie przejęłam się tym za bardzo i weszłam na
zaplecze.
- Jak widzisz, tutaj trzymamy wszystkie nierozpakowane
rzeczy i nowości.
- Chyba do tego służy zaplecze – burknęłam, a Ashton
spojrzał na mnie wzrokiem ostrym jak brzytwa.
- Chodź, pokaże ci płyty – wykonał gest dłonią, żebym
ruszyła się z miejsca.
Wyszłam więc pierwsza mając dziwne wrażenie, że osoba idąca
za mną, ciągle patrzyła się na mój tyłek, ale postanowiłam się tym nie
przejmować, w końcu to facet. Lekko westchnęłam i prawie niezauważalnie
pokręciłam głową, kiedy Irwin mnie wyprzedził i zaczął opowiadać o wszystkich
płytach. Nie musiał się wysilać, bo sporo na ten temat wiedziałam, ale nie
zamierzałam mu przerywać, bo widziałam jak bardzo był tym pochłonięty.
- Załapałaś? – Uśmiechnęłam się lekko od niechcenia, żeby
dał mi spokój. – No to świetnie, to chyba już wszystko. Zaraz otwieramy, więc
idź za kasę, a nie tak stoisz!
Znałam go dopiero niecały dzień, a potrafił mnie zirytować
jak nikt inny. Miałam dziwne przeczucie, że przyjaciółmi nie zostaniemy.
Weszłam za ladę, wzięłam swoją torbę, po czym wyjęłam z niej
książkę i notatnik. Położyłam obie rzeczy z boku i usiadłam na wysokie krzesło.
Obróciłam się w jedną stronę, potem w drugą, ale nikt nie zaglądał do sklepu. W
takim przypadku nie pozostawało mi nic innego jak poczytać książkę, by do końca
nie zwariować z nudów.
Nagle usłyszałam kojący dźwięk dochodzący znad drzwi. Mój
pierwszy klient!
Do środka wszedł mężczyzna po czterdziestce, zgadywałam.
Rozglądał się jakiś czas po wszystkich półkach, więc postanowiłam zapytać czego
szukał.
- Pomóc panu? – Zawołałam zza lady unosząc ołówek na
wysokość ucha.
- Szukam pewnej płyty dla córki, ale dokładnie nie wiem,
gdzie mogę ją znaleźć. – Podrapał się bezradnie po głowie.
- Już podchodzę – zwinne zsunęłam się z krzesła i podeszłam
do mężczyzny.
Wyjaśnił mi jakiej płyty szukał, niestety nie zapoznałam się
jeszcze z całym asortymentem, więc sama trochę błądziłam, ale po kilku
minutach, wspólnymi silami znaleźliśmy płytę.
- Córka na pewno się ucieszy – powiedziałam biorąc pieniądze
i pakując przedmiot do torebki – dziękuję i zapraszam ponownie! – Uśmiechnęłam
się, mężczyzna powiedział „do widzenia” i zniknął na zewnątrz.
- Widzę, że nieźle sobie poradziłaś. – Ashton pojawił się
jak znikąd i o mało nie przysporzył mnie o zawał serca.
- Obserwujesz mnie? – Zlustrowałam go od góry do dołu, a mój
wzrok na dłuższą chwilę zatrzymał się na jego tatuażach, które były naprawdę
dobre.
- Muszę wiedzieć, jak sprawdza się nowa pracownica. –
Uśmiechnął się głupio i odszedł, by po chwili zniknąć na zapleczu.
Później przybywało coraz więcej klientów, a ja, ku
niezadowoleniu Ashtona, radziłam sobie świetnie.
- Dzień dobry, szukam gitary. – Jakiś młody chłopak wyrwał
mnie z zamyślenia. Czemu nie słyszałam dzwoneczków, kiedy wchodził? Spojrzałam
w stronę wejścia i zauważyłam, że ktoś otworzył drzwi.
- Już wołam kolegę, bo to nie moja działka – zeskoczyłam z
krzesła.
- Ashton, jakiś chłopak szuka gitary, to robota dla ciebie,
nie dla mnie – podrapałam się po karku i przebiegłam wzrokiem po zapleczu.
Gdzie on się znowu podział?
- Przepraszam, ale nie mogę znaleźć kolegi, musiał gdzieś
wyjść. – Spojrzałam na chłopaka lekko zażenowana, obciągnęłam sweter, który
lekko się podwinął.
- Mogę poczekać. – Uśmiechnął się i położył dłonie na
ladzie. – Długo tu pracujesz? Nigdy cię tu nie widziałem.
- Tak naprawdę jestem tutaj od wczoraj. – Wdrapałam się na
krzesło i spojrzałam na bruneta, który cały czas lustrował mnie wzrokiem.
Serio? Musiałam trafić na jakiego napalonego kolesia? Jeszcze chwila, a ślina
ciekłaby mu po brodzie.
Aż taka piękna nie byłam, brązowe włosy, zielone oczy, kilka
piegów, zdecydowanie za chuda, nic specjalnego. Podejrzany chłopak już miał
pytać o to, czy kogoś mam, kiedy do sklepu wszedł Ashton i chcąc nie chcąc
uratował mnie od dalszej rozmowy, która wcale nie była mi na rękę.
- Ashton, kolega chciałby obejrzeć gitary – skrzywiłam się,
kiedy nasz gość spojrzał na mojego współpracownika, a kiedy z powrotem spojrzał
na mnie, uśmiechnęłam się sztucznie.
- Nie ma sprawy, chodź.
Poszli w głąb sklepu, a ja poczułam się mniej osaczona.
Miałam jedynie nadzieję, że nic nie kupi i nie będę musiała go dłużej znosić.
Oprócz tego incydentu nie wydarzyło się już nic
szczególnego.
Dzisiaj zamykał Ashton, więc wyszłam piętnaście minut
wcześniej i wpakowałam się do mojego zmasakrowanego przez czas samochodu.
Zatrzasnęłam drzwi, mając wrażenie, że szyba wyleci w całości lub pokruszy się
na milion malutkich kawałeczków. Oparłam się na siedzeniu i odetchnęłam.
Dopiero drugi dzień pracy za mną, a ja byłam wykończona, musiałam się do tego
przyzwyczaić. Zamknęłam oczy i prawie usnęłam, ale ktoś zapukał w okno. To był
Irwin. Opuściłam szybę i spojrzałam na niego.
- Co się stało?
- Zapomniałaś tego – rzucił mi na kolana jakiś czarny
prostokąt i odszedł. Dopiero po chwili zorientowałam się, że był to mój
notatnik. Oby do niego nie zaglądał, ponieważ miałam już tam wpisanych kilka
rzeczy, kilka pomysłów, które i tak za jakiś czas pójdą w zapomnienie, a moja
książka nigdy nie zobaczy światła dziennego. Zamknęłam okno, włożyłam kluczki
do stacyjki, chwilę męczyłam się z odpaleniem, ale w końcu odjechałam.
Kiedy dotarłam do domu, byłam tak zmęczona, że nie miałam
ochoty na jakiekolwiek jedzenie. Jednak mama zmusiła mnie do zjedzenia kolacji,
a potem od razu poszłam spać, uprzednio biorąc prysznic.
Następnego ranka nie miałam problemów ze wstaniem, chyba
zaczęłam się przyzwyczajać.
Schodząc na dół wpadłam na mojego brata, który miał jakąś
nowa bluzę. Nie miałam zielonego pojęcia skąd brał na to wszystko pieniądze, co
chwilę miał jakąś nowiutką rzecz.
- Skąd ty bierzesz tę kasę?
- Nie twój interes – prychnął na mnie i spojrzał z
wyższością.
- Pomógłbyś trochę rodzicom, a nie fundujesz sobie nowe
ciuszki.
- Pomagam im, jak nie dowierzasz, to idź na dół i zapytaj,
albo lepiej nie, bo jeszcze spóźnisz się do swojej nędznej pracy – otworzył
szeroko usta, a potem zakrył je ręką, na końcu tylko się zaśmiał i zniknął w
swoim pokoju.
Wywróciłam oczami i zeszłam na dół, szkoda było moich nerwów
na tego człowieka. Poza tym nie miało to jakiegokolwiek sensu, jemu nie dało
się nic przetłumaczyć, zawsze wiedział lepiej i stawiał na swoim. Kompletnie
nie rozumiałam Jasona, choć byliśmy spokrewnieni.
Zjadłam płatki na mleku, wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy
i opuściłam dom, w którym ojciec krzyczał na mojego brata, a mama robiła
pranie. Ciekawe co ten mój braciszek znowu zmalował. Był starszy ode mnie, a
nadal mieszkał z rodzicami. Skądś miał pieniądze, więc dlaczego nie mógł
pozwolić sobie na jakieś własne mieszkanie? Chyba już czas się usamodzielnić,
braciszku. A ja prędzej czy później dowiem się skąd bierzesz forsę na swoje
zachcianki i dlaczego tak często znikasz w nocy. Zakładałam, że nie zdawał
sobie sprawy, że wiem o jego nocnych eskapadach. Czasami słyszałam, jak
wychodził przez okno. Przecież był dorosły, nic by się nie stało, gdyby wyszedł
jak cywilizowany człowiek przez frontowe drzwi, ale nie, on chciał być wiecznie
nastolatkiem i tak właśnie się zachowywał.
Samochód nie chciał odpalić, więc wściekła i zmuszona do
jazdy autobusem udałam się na przystanek. Już w tamtym momencie wiedziałam, że
będę spóźniona.
Wsiadłam do odpowiedniego autobusu i zajęłam miejsce na
końcu pojazdu. Miałam nadzieję, że nie spotkam kogoś ze swojej byłej licealnej
klasy lub jakiegoś innego znajomego.
Wszyscy myśleli, że studiuję, ale ja nie miałam na to pieniędzy, nawet
stypendium nie było w stanie pokryć wszystkich kosztów. Praco nadchodzę!
Wysiadłam jeden przystanek za wcześnie i szybkim krokiem
pokonywałam kolejne metry dzielące mnie od sklepu. Na miejsce dotarłam z
pięciominutowym spóźnieniem. Ashton siedział już w środku, kiedy mnie zobaczył,
nie był zadowolony.
- Spóźniłaś się – spojrzał na mnie z gniewem.
- Musiałam jechać autobusem – westchnęłam i wpakowałam się
za ladę zwinne wymijając chłopaka.
- Mam nadzieję, że to się nie powtórzy.
- Człowieku, uspokój się. To tylko pięć minut, wyluzuj –
sama byłam zdenerwowana i nie chciało mi się słuchać jego kazań. Czy on był
moja matką?
- Wyluzuj? Powinnaś poważnie podchodzić do tej pracy. Ten
sklep to całe życie państwa Grand.
- Podchodzę do tego poważnie, ale nie przypuszczałam, że mój
samochód nie zapali i dodatkowo wysiadłam na złym przystanku! – Zaczęłam
krzyczeć, nerwy mnie poniosły, co Ashtonowi jeszcze bardziej się nie podobało.
Kim on był, żeby tak mnie traktować?
- Ej, młoda, nie pozwalaj sobie – uderzył dłońmi w ladę i
nachylił się w moją stronę – nie zadzieraj ze mną, bo znienawidzisz tę pracę.
- Nie bądź taki pewien, – ktoś wszedł do sklepu – a teraz
spadaj, bo nic nie widzę.- Machnęłam mu ręką przed twarzą, o mało nie wybuchł
ze złości.
Dosyć łatwo było zauważyć, że uważał się za lepszego, ale ja
jeszcze mu udowodnię, że się mylił. Nie pozwolę sobą pomiatać tylko dlatego, że
miał lepsze ciuchy, lepszy samochód. W szkole zawsze ktoś śmiał się z mojego
ubioru, czy ogólnego wyglądu. To, że nie miałam tyle pieniędzy co inni, wcale
nie czyniło mnie gorszą osobą i bardzo dobrze o tym wiedziałam. Chociaż czasami
obelgi dostawały się do mojej podświadomości i nie ukrywam, że zdarzały się
dni, kiedy siedziałam w swoim pokoju i po prostu płakałam. Rzadko, ale się
zdarzało.
Pierwszy klient był strasznie niezdecydowany i zanim
cokolwiek wybrał minęło chyba pół stulecia. Siedziałam i podpierałam się
rękoma, kiedy on wybierał płyty i gadał o każdej po kolei. W jednej nie
podobało mu się to, a w drugiej tamto. Kogo to obchodziło? Na pewno nie mnie.
Nie miałam pojęcia po co w ogóle przyszedł do sklepu, pewnie sam w ogóle tego
nie wiedział. W końcu niczego nie kupił i wyszedł nie mówiąc nawet głupiego „do
widzenia”.
- Widzę, że poznałaś już naszego stałego bywalca, Toma. –
Irwin zaśmiał się z zaplecza.
- No i co cię tak śmieszy! – Skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Twoja mina, księżniczko – wybuchnął jeszcze głośniejszym
śmiechem. Jeszcze to jego sarkastyczne „księżniczko”. Coraz bardziej działał mi
na nerwy.
Przez pół dnia Ashton ciągle miał do mnie jakieś pretensje.
W ogóle nie wiedziałam o co mu chodziło.
- Chyba wiem, dlaczego moja poprzedniczka odeszła. – Spojrzałam na chłopaka, który dokładał
płyty na półkę.
- Sugerujesz coś? – Odwrócił się w moja stronę i prawie
upuścił kilka pudełek.
- Tak. Myślę, że koledzy z pracy byli nie do zniesienia. Po
co ty w ogóle tutaj pracujesz? Przecież widać, że nie potrzebujesz tych
pieniędzy. – Zmierzyłam go wzrokiem.
- Wiesz dlaczego tutaj pracuję? – Niebezpiecznie szybko
pojawił się obok mnie i mówił z zaciśniętymi zębami. – Ponieważ lubię muzykę,
to moje drugie życie. A jeśli chodzi o pieniądze, to nie chciałem wynagrodzenia
za pomoc w sklepie, ale państwo Grand się nie zgodzili, więc dostaję połowę
tego co ty. A ty, księżniczko, co tutaj robisz?
- Zbieram na studia – westchnęłam i mój zapał do kłótni
jakoś zmalał.
- Co, rodzice nie chcą pomóc? – Zaśmiał się.
- Tutaj akurat się mylisz. Zresztą nic o mnie nie wiesz,
więc nie mów takich rzeczy.
- Oho, chyba mamy hipokrytkę na pokładzie. Przed chwilą
osądziłaś mnie, chociaż sama za dużo o mnie nie wiesz. – Pstryknął mi palcami
przed twarzą i wrócił do poprzedniego zajęcia.
************
Cześć, no to mamy drugi rozdział! Mam nadzieję, że się spodoba. Oczywiście jeśli są osoby, które wolą czytać na wattpadzie, to zapraszam, bo tam też publikuje to opowiadanie ;)
Ucieszę się z każdego, chociażby najkrótszego komentarza, to strasznie motywuje do pisania ;)
Hsshshhdhsj cudowny rozdział ❤
OdpowiedzUsuńHwksishdja, kiedy next? *-* ♡
OdpowiedzUsuń